Producenci i sprzedawcy części do samochodów wierzą, że w 2010 r. rynek wzrośnie o około 5 procent. Pomóc ma w tym nieco poprawiająca się sytuacja gospodarcza i niezmiennie wysoki średni wiek użytkowanych aut nad Wisłą. Komentatorzy zastanawiają się jednak nad rentownością „częściowego” biznesu. Wysokie marże wypracowane w czasach kryzysu, zdaniem wielu, wydają się nie do obronienia.
W 2009 r. dominująca większość sprzedawców i producentów części do aut cierpiała z powodu pewnego ograniczenia popytu na części, szczególnie w segmencie aut ciężarowych. Wielu dystrybutorów skarżyło się również na ograniczenie popytu ze strony klientów flotowych, którzy tnąc koszty działalności ograniczali również wydatki na serwisowanie samochodów. Spośród giełdowych spółek jedynie lider rynku części, Inter Cars, mógł poszczycić się znaczącym wzrostem przychodów. Wedle nieoficjalnych danych, spółka z podwarszawskiego Cząstkowa Mazowieckiego przebiła pułap 2 mld zł skonsolidowanych obrotów (1,7 mld w 2008 r.). Inni o dwucyfrowej dynamice wzrostu obrotów mogli jednak jedynie pomarzyć.
Co ciekawe, kryzys nie przeszkodził, a zdaniem niektórych wręcz dopomógł w zwiększeniu zyskowności „częściowego” biznesu. Lider rynku, Inter Cars, zwiększył marżę brutto na sprzedaży części (przychody minus koszty zakupu lub produkcji części) z 27 proc. za okres pierwszych 9 miesięcy 2008 r. do 33 proc. w tym samym okresie 2009 r. Giełdowi konkurenci Inter Cars nie mogą pochwalić się tak imponującym wzrostem rentowności (zyskowność brutto ze sprzedaży Foty za 9 miesięcy 2009 r. była wyższa o 0,2 proc. niż rok wcześniej), jednak większość z nich zgodnie przyznaje, że w minionym roku na sprzedaży części można było nieźle zarobić.
Z czego to wynikało? Wzrost rentowności to w znacznym stopniu skutek deprecjacji złotego w pierwszej części roku. Zgodnie z polityką spółki, zwyżka kursu euro automatycznie przekłada się na wzrost cen sprzedawanych przez firmy produktów, z których większość pochodzi z importu lub ich zakupy rozliczane są w euro. Na fali podwyżek rosły również ceny produkowanych w Polsce lub kupowanych za złotówki części. Na drożejącym asortymencie sprzedawcy generują wyższe niż dotychczas marże, zakładając, że procentowy narzut sprzedawców nie zmniejszył się. Marże nie spadły między innymi dlatego, że sprzedawcy zawarli niepisane zawieszenie broni i zakończyli cenową wojnę, która doprowadziła w 2007 i 2008 roku do zbicia cen części i ograniczyła zyski sprzedawców w czasach prosperity. Dlatego pomimo umocnienia złotego, szczególnie w drugiej części 2009 roku, ceny utrzymały się na względnie stabilnym poziomie.
Częściowi gracze tłumaczyli rozejm między konkurentami słabością niektórych graczy i wysokim stopniem akceptacji klientów dla wyższych niż przed kryzysem stawek. Część sprzedawców w czasach kryzysu miała pewne problemy z finansowaniem swojej działalności, m.in. ze względu na ograniczenie akcji kredytowej przez banki, co przełożyło się negatywnie na wielkość zapasów. W tej sytuacji sprzedawcom zależało na maksymalizowaniu zysku na jednej sprzedanej jednostce, nawet kosztem spadku sprzedaży, zamiast zwiększać wolumen sprzedanych części i niższe marże jednostkowe kompensować wyższym bezwzględnym zyskiem brutto na sprzedaży. Klienci z kolei, szczególnie indywidualni, są zbyt przywiązani do swoich czterech kółek, by masowo rezygnować z serwisowania samochodów i w konsekwencji ograniczać użytkowanie pojazdów.
Inter Cars w ciągu roku zyskał blisko 200 proc. na wartości.
Jak może wyglądać 2010 rok na rynku polskim? Bez wątpienia liderem rynku części pozostanie Inter Cars, który dzięki swojej silnej pozycji, renomie najlepiej zaopatrzonego dystrybutora części i zasobom finansowym może nawet umocnić swoją pozycję i rosnąć powyżej rynku. Wygląda jednak na to, że konkurenci Inter Cars najgorsze mają za sobą. Dla przykładu, gdyńska Fota, po bardzo trudnej pierwszej połowie 2009 roku, w drugiej wyszła już na prostą. Po zakończeniu realizacji pierwszego etapu programu naprawczego w spółce, polegającego na poprawie rentowności i płynności oraz ogólnej redukcji kosztów w ostatnich miesiącach, zarząd firmy skupił się na modernizacji procesów handlowych. Efektem ma być stabilizacja i docelowo wzrost przychodów w 2010 roku. Spółka przygotowuje obecnie nową strategię działania na rynku polskim. Jakie są jej założenia? Jakie są główne założenia? - Jest za wcześnie, by wchodzić w szczegóły, zakładamy jednak m.in. dalszą restrukturyzację sieci sprzedaży – mówi prezes spółki Wojciech Pratkowski. Wskazuje jednak, że firma ma się skupić na umocnieniu pozycji w największych aglomeracjach Polski. - Liczba oddziałów nie ulegnie większym zmianom. Pojawią się nowe punkty blisko najbardziej perspektywicznych rynków kosztem mniej trafionych lokalizacji – tłumaczy W. Pratkowski.
Na najbardziej dochodowych rynkach skupić chcą również działający na dużo mniejszą skalę krakowski Variant czy INZS Iława. Nasi rozmówcy z niepublicznych firm dystrybuujących części również zapowiadają, że będą starać się odrobić część utraconego dystansu do lidera. Czy pęd do zwiększania obrotów będzie związany z zaostrzeniem konkurencji cenowej? Sprzedawcy oficjalnie odżegnują się od takiego rozwiązania, podkreślając równocześnie, że stawki muszą być dostosowywane do warunków rynkowych. - Popyt na rynku w 2010 r. powinien rosnąć – uważa Sylwia Jaśkiewicz, analityk IDMSA. - Wygląda na to, że głębiej do kieszeni sięgną między innymi klienci korporacyjni, których coraz większe grono kieruje swoje kroki do tańszych niezależnych warsztatów kosztem autoryzowanych punktów. Mimo to wzrost zapotrzebowania nie zaspokoi apetytów sprzedawców. Myślę, że w pierwszej części roku najsilniejsi gracze będą mogli zwiększać swoje przychody kosztem słabszych podmiotów, w drugiej połowie roku potencjał do wzrostu w tym obszarze wyczerpie się i niewykluczone, że wówczas sytuacja na rynku zacznie się zaostrzać, z zyskiem dla klientów hurtowni części.
Przecena akcji Foty jest już za nami. Gdyńska spółka zyskuje na wartości.
Adam Dzięgielewski
Komentarze (0)