- W tym roku obchodzi Pan 55-lecie swojej pracy zawodowej. Tyle lat w branży to naprawdę długo. Jak zaczęła się Pana przygoda z motoryzacją?
Moja przygoda z motoryzacją rozpoczęła się w 1958 r. na motorze marki Simson. Później były motocykle Jawy, MZ – rajdy turystyczne. W roku 1968 zamieszkałem „pod dachem” marki Syrena, która stała się moim hobby.
- Czym zajmował się Pan w firmie na początku swojej drogi zawodowej?
Z nakazu pracy zaczynałem jako technik produkcji. Stosunkowo szybko zostałem głównym technologiem, a w 1970 r. zastępcą prezesa ds. technicznych. Stale się dokształcając, zdobyłem tytuł inżyniera budowy maszyn.
- Jest Pan obecnie prezesem zarządu firmy Precyzja-Technik. Jak wyglądała działalność Pana firmy te kilkadziesiąt lat temu? Czym się zajmowaliście? Jakie mieliście pomysły i co udało się Wam osiągnąć?
Lata 60., 70. i 80. były w „Precyzji” bardzo ciekawe. Konstrukcje i technologie wykorzystywane przy wytwarzaniu sprzętu laboratoryjnego, medycznego, dla wojska i artykuły gospodarstwa domowego... – różnorodnością naszej produkcji można by obdarzyć naprawdę wiele firm. Miałem szczęście do załogi, która radziła sobie z problemami, również inwestycyjnymi i bytowymi. Problemy te rozwiązywaliśmy poprzez zatrudnianie kolegów z uczelni i rajdów samochodowych. Była to szkoła życia, która procentowała po roku 1990. Trzeba było być „Zosią samosią” w technice, a skupić się na organizacji i współpracy zagranicznej.
- Jak wyglądał rynek warsztatowy 50 lat temu w Polsce i na świecie?
Rynek warsztatowy 50 lat temu był podobny do pierwszych syrenek – wyposażony w najprostsze narzędzia (czasem lepsze, ale z trudem zdobywane). Kiedy „Precyzja” rozpoczęła produkcję urządzeń optycznych PKO, polskie warsztaty stanęły po nie w kolejce. Używane są one do tej pory.
- Dziś mamy telefony komórkowe, e-maile i całą masę udogodnień, niezwykle pomocnych w kontakcie z innym osobami. Kiedyś tego nie było. Jak robiło się wtedy interesy?
Dobrze działała Poczta Polska, telefony stacjonarne i osobiste „wycieczki” do producenta. W tamtych czasach w Polsce trzeba było wszystko samemu zdobyć. Mimo wszystko sytuacja miała dobre strony (zawsze trzeba takich szukać), bo hartowała ludzi w wytrwałości.
Na szczęście miałem załogę z ambicjami. Zawsze uważałem, że za dobrą pracę trzeba dobrze nagradzać. Tworzyło to atmosferę do nowych wyzwań.
- Które lata w branży podobały się Panu szczególnie?
Lata 80., kiedy zostałem szefem i miałem dużą samodzielność. Wtedy też nawiązaliśmy wiele kontaktów z Zachodem. Wielką przygodą była oczywiście transformacja po roku 1989. Jako spółdzielnia byliśmy prekursorem w tworzeniu spółek prawa handlowego (główne to: Precyzja-Technik, Precyzja-Service, Precyzja-Motors, Precyzja-Bit). Precyzja-Motors przez 17 lat zajmowała się dealerstwem Mercedesa i była jego autoryzowanym serwisem. W roku 1990 podpisaliśmy dwie strategiczne umowy: pierwszą – z firmą Beissbarth Monachium (najlepszym wówczas producentem urządzeń warsztatowych w Niemczech), drugą – z firmą Autodata z Anglii, której do tej pory jesteśmy w Polsce przedstawicielem. Aktualnie, wsparci realizacją programów unijnych, staliśmy się samodzielnymi producentami urządzeń do geometrii kół i podwozia samochodów osobowych oraz ciężarowych. Ciągła ich modernizacja możliwa jest dzięki inwestycji w ludzi i nowe technologie. Szczycimy się zarówno jakością naszych urządzeń, jak również ich konkurencyjną ceną.
- Jak ocenia Pan z perspektywy tylu lat pracy dzisiejszy rynek warsztatowy?
Taka ocena jest trudna. Ponieważ warsztaty „muszą” oszczędzać na inwestycjach, ich klienci nie zawsze są usatysfakcjonowani. Boleję bardzo nad poziomem przygotowania kadr w szkołach, jak i brakiem doszkalania diagnostów w pracy. My, na miarę swoich możliwości, bierzemy udział w podnoszeniu kwalifikacji diagnostów. Przykre jest również to, że właściciele warsztatów przy zakupach sprzętu kierują się często ceną, a mniej jego jakością i gwarancją długoletniego serwisu.
- Precyzja-Technik jest dziś solidną i stabilną firmą o bardzo dobrej reputacji rynkowej, produkującą wysokiej jakości produkty. Otrzymujecie wiele nagród, m.in. pod koniec marca dostaliście nagrodę od Rady Ekspertów EBA. Proszę powiedzieć coś więcej na ten temat?
Miło mi, że pojawiają się osoby i instytucje, które mówią o nas dobrze. Komuś muszą te nagrody rozdać, a tak się ostatnio szczęśliwie składa, że trafia również i na nas. Najbardziej cenię sobie wyróżnienia za produkty – tak na targach, jak i w postaci listów od firm, które wyrażają uznanie za przydatność naszych urządzeń. Kilkakrotnie zauważył nas też „Puls Biznesu” – należymy do jego elitarnego klubu Gazel Biznesu, którego to zaszczytu dostąpiliśmy za dynamikę i rozwój. Znaleźliśmy się również na liście liderów innowacji Agencji Rozwoju Regionalnego. Kompletnym zaskoczeniem jest zaproszenie mnie do Europe Business Assembly w Oxfordzie (Anglia) po odbiór przyznanej przez Radę Ekspertów EBA międzynarodowej nagrody „Najlepsze Firmy” oraz tytułu „Managera Roku”, jak również osobisty certyfikat dla Andrzeja Bukowskiego. Z kolei Komitet Nominacji EBA przyznał mi prestiżową nagrodę Sokratesa w dziedzinie gospodarki i biznesu. Warto było nie odchodzić w terminie na emeryturę!
- Jakie plany ma Pana firma na przyszłość?
Ambitne. Ciągły postęp w konstrukcji, technologii, produkcji... Cieszy nas, że nam się to udaje. Jednak przed nami jeszcze dużo pracy. Planujemy zdobycie kolejnych klientów – nie tylko w kraju, ale i za granicą (ostatnio zdobywamy ich w Niemczech, na Ukrainie i w Czechach). Pracy nie brakuje, z optymizmem patrzymy w przyszłość.
- Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)