Ani klocki, ani tarcze, ani nawet zaciski nie zadziałają, jeśli przez przewód hamulcowy nie przepłynie płyn. To jak z ludzkim sercem – przy zapchanych żyłach pracować po prostu nie będzie. Nawet serwisanci pomijają te przewody podczas naprawy układu hamulcowego, skupiając się na klockach i tarczach.
Istotny element układu hamulcowego
Przewody hamulcowe wymienia się najczęściej dopiero wtedy, kiedy pękają. Tymczasem przy każdym przeglądzie samochodu zalecane jest sprawdzenie ich stanu. Trzeba wziąć pod uwagę, czy przewód nie jest napuchnięty, czy nie są widoczne ogniska korozji, a także czy warstwa ochronna nie została naruszona.
Jak wyjaśnia Rafał Lanczyk z Przedsiębiorstwa WP, do awarii dochodzi najczęściej w momencie mocnego hamowania, gdy ciśnienie powoduje rozerwanie przewodu. – Co ciekawe, najczęściej zdarza się to podczas kontroli na stacjach diagnostycznych. Znamy wiele przypadków, kiedy w samochodzie na ścieżce diagnostycznej „strzelił” przewód, bo podczas badania na rolkach diagnosta mocniej wcisnął pedał hamulca.
Dodajmy, że na „wystrzał” przewodów narażone są samochody, które mają 8-9 lat i więcej. Negatywny wpływ na ich stan mają również zima i sól na drogach. Jednak bez względu na wiek pojazdu i częstotliwość opadów atmosferycznych warto raz na rok czy dwa lata poprosić mechanika, aby w ramach przeglądu serwisowego przyjrzał się również przewodom hamulcowym. Dla niezależnego rynku warsztatowego to duże pole do popisu, na co zwraca uwagę Rafał Lanczyk: – Przewody hamulcowe znajdują się na checklistach ASO, ale tam nie serwisuje się przecież aut 8- czy 9-letnich.
W krajach skandynawskich, gdzie zimy są bardziej śnieżne, zaleca się, aby płyn hamulcowy wymieniać co 2-3 lata, a co 4-5 – cały układ, łącznie z przewodami. W Polsce, jak radzi Rafał Lanczyk, warto szczegółowo zbadać układ hamulcowy po 4-5 zimach.
Zrób sobie przewód
Wymiana przewodów hamulcowych nie należy do skomplikowanych usług. Schody zaczynają się, gdy trzeba wymienić przewód centralny, który ciągnie się przez prawie cały pojazd. Aby poprowadzić taki przewód na nowo, należy rozebrać znaczną część podwozia, a to kosztuje.
– Gdy w warsztacie zjawia się klient z samochodem wartym 4-5 tys. zł i ma zapłacić 400-500 zł za robociznę plus 100 zł za przewód, zaczyna się zastanawiać, czy to się w ogóle opłaca – mówi Rafał Lanczyk. – W ten sposób dochodzi do napraw połowicznych, czyli wycinany jest tylko skorodowany fragment przewodu. Nie jest to jednak zalecane, ponieważ jeżeli skorodowany jest jakiś fragment rury, istnieje duże prawdopodobieństwo, że osłabiona jest ona również w innych, niewidocznych miejscach.
Opracował: Krzysztof Dulny
Artykuł pochodzi z archiwum Nowoczesnego Warsztatu
Komentarze (0)