Części i regeneracja

ponad rok temu  28.05.2013, ~ Administrator - ,   Czas czytania 4 minuty

Problem pożyczania części elektrycznych
Warsztaty samochodowe kupują części w dużych hurtowniach typu Inter Cars S.A., Fota S.A. i innych. Ze względu na częsty kontakt ze sprzedawcami, powstają znajomości, a nawet przyjaźnie. Stosunki służbowe polegające na fachowym doborze części zamiennych, uzyskaniu korzystnego rabatu, wytworzeniu przyjaznej atmosfery handlu, zostają rozszerzone na element nieformalny, a mianowicie pożyczanie elementów elektrycznych na próbę.

8595 Na pierwszy rzut oka pompa paliwa otrzymana w sklepie jest w porządku. Po zamontowaniu nie działa. Ktoś wypożyczył pompę, zamontował do zbiornika z brudnym paliwem i w ciągu kilku minut doprowadził do zatarcia. left Taka praktyka nie jest nigdzie zapisana, nie ma żadnych uregulowań prawnych, a wszystko opiera się na wzajemnym zaufaniu. A zaufanie jest do naszej fachowości, polegającej na tym, że podstawiamy części do sprawnego systemu i przez to nie narażamy nowego elementu na zepsucie. Poza tym zakładamy, że sposób montażu jest prawidłowy, części nie wybrudzimy, nie dostaną się do środka żadne niepożądane fragmenty. Jeżeli przestrzegamy tych wszystkich procedur, jeżeli obchodzimy się z danym elementem jak z przysłowiowym „jajkiem”, to rzeczywiście nic złego się nie stanie w wyniku pożyczenia nowej części ze sklepu w celu szybkiego sprawdzenia postawionej diagnozy.

Tyle teorii, a praktyka wcale nie wygląda tak różowo. Włączenie elektrycznej części do układu (jakim jest instalacja elektryczna w samochodzie) wymaga sprawdzenia stanu instalacji. Dlatego, że przyczyną niedziałającego elementu może być on sam, albo uszkodzenie jest właśnie w instalacji. Taką sytuację możemy porównać do spalonego bezpiecznika, który przepalił się nie z powodu uszkodzenia w bezpieczniku, ale z przyczyny, która znajduje się gdzieś w instalacji elektrycznej. Czujniki i elementy wykonawcze nie są bezpiecznikami, ale mogą się podobnie zachowywać. I wtedy podłączenie naszego nowego elementu jest wysoce ryzykowne. Mało tego, osoby niemające dużego doświadczenia, mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że uszkodziły taki element. Po prostu stwierdzą, że „to nie to” i oddadzą, ale już uszkodzony element do sklepu. I to jest w tym zachowaniu najgorsze. Znajomości, koledzy pracujący w sklepach i hurtowniach są bardzo pomocni, ale musimy zdawać sobie sprawą z odpowiedzialności. Musimy mieć stuprocentową pewność w tym, co robimy. A przecież są takie sytuacje i to nierzadko, że zwarcie pojawia się raz na jakiś czas. Skąd możemy mieć pewność, że akurat w tym momencie podstawiania danej części nie pojawi się groźne w skutkach uszkodzenie? Dlatego trzeba bardzo dokładnie sprawdzić samochód i przygotować do ewentualnego podstawienia nowej części. A to wymaga wysiłku, czasu i cierpliwości. Kolega pożyczający daną część zakłada, że zrobiliśmy wszystko, aby nikogo nie narażać na straty (zarówno sklep, jak i przyszłego nabywcę danego elementu). Jak wyposażyć swój warsztat, aby uniknąć kłopotliwego pożyczania części? Dwa najprostsze sposoby to: posiadanie odpowiedniej aparatury diagnostycznej (zwłaszcza aparatury symulacyjnej) i drugi sposób, to gromadzenie elementów uszkodzonych, ale zachowujących się prawidłowo przez pewien czas. Ten drugi sposób wymaga pewnego omówienia.
 
Każdy z nas miał do czynienia z wszelkiego rodzaju czujnikami położenia, które dopiero nagrzane do wysokiej temperatury (od silnika) przestawały działać. Takie czujniki są dobrymi symulatorami, spełniającymi swoją rolę w warsztacie samochodowym. Można je odpowiednio oznaczyć i przystosować do celów diagnostycznych. Zamiast wtyczki, można przylutować wystające piny tak, aby służyły do zastępowania wielu innych czujników. Jeżeli dysponujemy względnie długim czujnikiem, to w przypadku potrzebnego czujnika o krótszym trzpieniu możemy zastosować odpowiednio dobrane podkładki. W ten sposób możemy z czasem zgromadzić kolekcję bardzo przydatnych części pozwalających na „szybkie podstawienie”. Nie musimy mieć tutaj żadnych kompleksów, że na podstawie aparatury diagnostycznej nie jesteśmy do końca pewni swojej diagnozy. Przecież są takie sytuacje, takie zależności sygnałów z czujników i elementów wykonawczych, że lepiej zasymulować i sprawdzić to na „żywym obiekcie”. Takie zachowanie wcale nie obniża rangi naszej wiedzy i doświadczenia. Poza tym, w wielu wypadkach szybciej podstawimy wybraną część niż ją zbadamy. Nie zwalnia to oczywiście nas z dokładnej analizy sygnałów i posługiwania się oscyloskopem. Są też takie sytuacje, że podejrzewamy dany czujnik o uszkodzenie, polegające na utracie właściwej charakterystyki w pewnym zakresie. Na przykład, przepływomierz błędnie wskazuje podczas częściowych obciążeń. Mogą to być nawet niewielkie odchylenia od właściwego przebiegu, ale mające zdecydowane znaczenie podczas pracy małego silnika. Tworzenie banku charakterystyk, budowanie urządzenia do analizy pracy i zapamiętywania właściwości przepływomierzy na pewno jest o wiele bardziej pracochłonne i kosztowniejsze, niż właśnie podstawienie drugiego przepływomierza. I tutaj tak samo obowiązują zasady pewnej uniwersalności. Dorobienie odpowiednich wtyczek, przekładanie samego ustroju pomiarowego (bez obudowy) pozwala na szybką i skuteczną diagnozę. Właśnie tu możemy wykazać się pomysłowością, sprawdzić swoją wiedzę ze świadomego korzystania ze schematów i dokumentacji technicznej.

W praktyce okazuje się, że w technice motoryzacyjnej wcale nie ma tak wielkiej różnorodności części. Firmy produkują części bardzo podobne (a wręcz dokładnie takie same), tylko w różnych obudowach.

Stanisław Mikołaj
Słupski Prive

B1 - prenumerata NW podstrony

Komentarze (0)

dodaj komentarz
    Nie ma jeszcze komentarzy...
do góry strony