Każdemu naprawiającemu samochody nie raz zdarzyło się pójść w złym kierunku – błędnie postawić diagnozę, niepotrzebnie wydając pieniądze na części i poświęcając czas na pracę. Mówimy wówczas trudno, nie trafiliśmy, następnym razem się uda.
Aby uniknąć takich wpadek, musimy nauczyć się wyciągać wnioski. Analizując takie przypadki, musimy zdać sobie sprawę, że błędy polegają przede wszystkim na tym, że za mało obserwujemy, za mało mierzymy i za szybko działamy. Przyjrzyjmy się kilku przykładom, które obrazują takie zachowania.
Przykład 1.
Passat z roku 2008, silnik wysokoprężny. Błędy były od turbodoładowania i zaworu EGR. Po wymianie tych dwóch elementów na fabrycznie nowe błędy pojawiały się nadal, co pewien czas, nieregularnie. Nasz warsztat był już trzecią placówką, którą odwiedził właściciel auta. Dostaliśmy się do sterownika silnika (trzeba było roznitować) i zaczęliśmy sprawdzać instalację elektryczną. Niby wszystko było w porządku. Gdybyśmy dalej przeprowadzali diagnostykę w ten sposób, to raczej nigdy nie znaleźlibyśmy uszkodzenia. Podczas swobodnej rozmowy z mechanikiem przyznał się on, że jeden z przewodów od sterownika do EGR miał trochę większą rezystancję. Podczas gdy większość miała około pół oma, to ten przewód miał dwa, może trzy omy. Mechanik to zlekceważył, a przecież był to ważny sygnał. Zaczęliśmy sprawdzać jeszcze raz wysokiej klasy miernikiem i rzeczywiście ten feralny przewód miał inną oporność. Samochód zostawiliśmy na noc na dworze, a następnego dnia pomiary wskazały nawet 25 omów. I właściwie ten pomiar wszystko wyjaśnił. Rozpruliśmy duży fragment instalacji elektrycznej i znaleźliśmy z przodu silnika uszkodzoną wiązkę elektryczną. Samochód nigdy nie uczestniczył w kolizji, wszystkie elementy były na swoim miejscu, na zewnątrz nie było żadnych śladów uszkodzenia, a pomimo tego kilka przewodów miało uszkodzoną izolację, a także skorodowane druty wewnątrz przewodów.
Wniosek jest taki, że gdyby nie przypadkowa rozmowa, poszlibyśmy dalej w nieodpowiednim kierunku. Nigdy nie wolno lekceważyć nawet najmniejszych poszlak, bo właśnie one mogą doprowadzić nas do właściwej diagnozy.
Przykład 2.
Samochód Audi z błędnymi wskazaniami temperatury. Zanim przyjrzano się wskaźnikom, podniesiono maskę silnika, wyciągnięto wtyczkę od czujnika temperatury i podłączono dekadą oporników. Nic to nie dało, wskaźnik temperatury silnika wskazywał ciągle tę samą temperaturę. Postanowiono sprawdzić przewody łączące czujnik temperatury z tzw. zegarami. I na pewno dalej wszystko potoczyłoby się w złym kierunku, gdyby nie jeden z pracowników warsztatu, który przyjrzał się dokładniej wszystkim wskaźnikom. Okazało się m.in., że rysunek (kontury) samochodu, który wskazuje otwarte drzwi, był przesunięty (a przecież oryginalnie na pewno był umieszczony centralnie). Poza tym po wyłączeniu zapłonu i ponownym włączeniu widać było, że nie wszystkie wskazówki startują od zera. W tym momencie można było postawić tezę, że na pewno uszkodzone są instrumenty, czyli zestaw wskaźników. Ktoś przed nami naprawiał lub przesuwał licznik przejechanych kilometrów i zepsuł instrumenty.
Przyglądając się tej naprawie, widać wyraźnie, że kierunek szukania usterki za pierwszym razem był nietrafiony, a wręcz można powiedzieć – po prostu zły. Pominięto prostą czynność, jaką jest dokładne przyjrzenie się elementom, które nieprawidłowo pokazują temperaturę.
Przykładów można podawać bardzo dużo, ale mają one jeden wspólny mianownik. Nie poświęcono wystarczająco dużo czasu na proste sprawdzanie rzeczy, które są w naszym zasięgu. Nie wymagają specjalistycznej aparatury, ale za to logiczno- -technicznego sposobu myślenia. Takie zachowanie można określić „świadomością bycia w określonym miejscu”. Diagnostyka jest dla nas bardzo ważna, bo w większości przypadków to od niej zależy, ile samochodów naprawimy i w jakim czasie. Dlatego jest niejako wyżej od samej naprawy. Powracając do terminu świadomości bycia w danym miejscu, chodzi o skupienie się na elementach, które badamy i całym ich środowisku. Środowisko to jest całe sąsiedztwo fragmentu samochodu, który badamy. Zbyt pospieszne i bardzo ogólne pomiary sprzyjają popełnianiu błędów, a dokładniej mówiąc – przeoczeniom najważniejszych symptomów uszkodzenia. Każdy z nas może się pochwalić, że naprawił samochód, który był już w innych warsztatach. A przecież mechanicy nie naprawili, bo zbyt chaotycznie przeprowadzali diagnostykę. Wydawało się im, że skupiają się na tym, co najważniejsze, a w rzeczywistości pomijali główne przyczyny niesprawności.
Dokładne przebadanie, dokładne pomiary przeprowadza się nie w pośpiechu, ale w skupieniu. Każde miejsce diagnostyczne (urządzenie, które badamy) „promieniuje” w dwie strony. To oznacza, że przyjmuje sygnały i przekazuje informacje dalej. Jest pewnego rodzaju „przystankiem”, który może nam przekazać dużo danych. Z każdego punktu „widzimy” dwa inne urządzenia, do których podłączony jest nasz punkt diagnostyczny. I tylko od nas zależy, czy właściwie to wykorzystamy. Chodzi o skupienie się na pomiarach, które przeprowadzamy. Aby zbytnio nie teoretyzować, opiszę przykład naprawy podnoszenia szyb w Mercedesie W210.
Przykład 3.
W samochodzie szybę kierowcy można było opuścić, ale nie można było podnieść. Pozostałe szyby działały bez zarzutu. Na początku ustalono, że prowadnice szyby są na tyle zużyte, że szyba chodzi ukośnie i w ten sposób stawia duży opór. Wymieniono prowadnice i zbadano elektryczne przewody w drzwiach. Raz na jakiś czas szybę można było zamknąć. Następnie wyciągnięto zespół przełączników do podnoszenia szyby przy drążku zmiany biegów. Z punktu widzenia diagnostyki jest to centralny punkt, miejsce, które powinno „powiedzieć” nam wszystko. Przełącznik wydaje rozkaz do sterownika, który jest pod maską silnika, a ten z kolei włącza przekaźnik podający napięcie na elektryczny silnik w drzwiach. Zauważmy, że bez dostawania się do sterownika głównego możemy z miejsca przełączników bardzo dużo powiedzieć o jego sprawności. Błędem byłoby pobieżne naciskanie przycisku i oględziny, czy nie ma wypalonych styków. Jest to konieczne, ale zbyt mało na dobre sprawdzanie. Nawet przeprowadzanie kontroli próbnikiem diodowym często jest zbyt chaotyczne, aby nazwać tę czynność właściwą diagnozą. I odwrotnie – dokładna analiza wskazań próbnika diodowego może nam bardzo dużo podpowiedzieć.
W naszym przypadku mamy dwa przełączniki: jeden do opuszczania, drugi do podnoszenia szyby. Na przełączniku do opuszczania na jednym pinie był plus, a na drugim minus. Po naciśnięciu przycisku plus zamieniał się w minus. To znaczy, że od głównego sterownika przychodzi plus (może to być cewka przekaźnika lub układ scalony) i podanie na ten pin minusa spowoduje włączenie przekaźnika, który z kolei poda napięcie na silnik elektryczny w drzwiach. Na drugim przełączniku był minus, ale nie było plusa. Wniosek jest taki, że albo mamy przerwane połączenie do sterownika, albo sterownik jest uszkodzony.
Kolejnym krokiem powinno być wykorzystanie własnego doświadczenia odnośnie miejsca najczęstszego powstawania usterek. Na pewno w miejscu połączeń (wtyczki, przylutowane przekaźniki w sterowniku) i w miejscach narażonych na drgania i zgięcia. Trzymając panel z przełącznikami, widać, że jest to cienka płytka, która ma wiele ścieżek i oczek lutowniczych (przejścia z jednej na drugą stronę płytki). Dlatego musimy wykorzystać to miejsce do końca, a więc poprzeginać tę płytkę na różne sposoby. Okazało się, że w najcieńszym miejscu płytki pęknięte było połączenie, niewidoczne gołym okiem. Gdybyśmy nie skupili się na dokładnym przebadaniu płytki, poszlibyśmy w złym kierunku i zmarnowali czas.
Wniosek
Warunkiem szybkiej i skutecznej diagnozy są dokładne i przemyślane badania. A przede wszystkim trzeba zawsze „widzieć” badany układ (w wyobraźni), czyli zdawać sobie sprawę z tego, „gdzie jesteśmy”.
Stanisław Mikołaj Słupski
Komentarze (0)