fot. Wikipedia
27 listopada Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosi, czy sprawa tzw. afery dieselgate Volkswagena może być rozpatrywana w Polsce w trybie postępowania grupowego. Wczoraj sąd wysłuchał argumentów obu stron. Wniosek o odszkodowania od niemieckiego koncernu złożyło stowarzyszenie StopVW. Łączna wartość roszczeń osób przekroczyła 100 milionów złotych.
Zasadniczą kwestią jest odpowiedź na pytanie o jurysdykcję – czy pozew spełnia wymogi formalne i czy polski sąd jest właściwym do rozpatrywania tego pozwu. Konrad Kacprzak ze Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych Przez Spółki Grupy Volkswagen w Polsce przyznał, że członkowie stowarzyszenia spodziewali się, że jurysdykcja ta będzie poddawana w wątpliwość. To był główny argument pozwanej strony, która domagała się oddalenia wniosku.
Przedstawiciel strony oskarżonej twierdził przed sądem, że aby polski sąd mógł rozpatrywać kwestie odszkodowań w tym pozwie – wyprodukowanie lub dopuszczenie do ruchu drogowego samochodów objętych aferą dieselgate musiałoby mieć miejsce w Polsce. Tymczasem, jak podkreśla obrona pozwanego, samochody te w Polsce były jedynie rejestrowane.
W wielu przypadkach były kupione w Niemczech jako auta używane. Często już po nagłośnieniu afery dieselgate. - Komu więc należy się odszkodowanie? - pytał obrońca pozwanego. Co więcej, przed sądem strona pozwana wielokrotnie podkreślała, że producent samochodów z Niemiec oferuje bezpłatną naprawę „usterki”, z czego domagający się odszkodowania właściciele aut nie chcą skorzystać.
Na razie stowarzyszenie nie chce komentować wczorajszego procesu. Podczas rozprawy radcy prawni reprezentujący stowarzyszenie i właścicieli aut podkreślali, że wyrządzeniem szkody nie była produkcja aut (bo można było te samochody zniszczyć), a ich wprowadzenie do ruchu i wydanie pozytywnych homologacji.
- Przedmiot sporu znajduje się w Polsce – podkreślano.
Decyzję sąd wyda pod koniec miesiąca.
Komentarze (6)