Z takim pytaniem musieli zmierzyć się sędziowie z Ostrołęki, którzy rozpatrywali sprawę diagnosty samochodowego, któremu zarzucono dopuszczenie do ruchu niesprawnego pojazdu.
Sprawa dotyczy samochodu ciężarowego, sprowadzonego z Niemiec. Jego nabywca, aby móc sprzedać auto i zebrać wszystkie niezbędne do tego dokumenty, potrzebował zaświadczenia o przeprowadzonym badaniu technicznym. Zaświadczenie takie uzyskał u diagnosty, po czym sprzedał samochód.
Nowy właściciel auta już w pierwszych dniach użytkowania stwierdził, że „pojazd nie prowadzi się tak jak powinien”. Zaprowadził ciężarówkę do mechanika, który stwierdził szereg usterek, w tym uszkodzone sworznie w układzie kierowniczym. Dziesięć dni po zakupie samochodu właściciel auta poddał samochód kolejnemu badaniu technicznemu, gdzie dowiedział się od innego diagnosty, że pojazd nie powinien być dopuszczony do ruchu. Nabywca auta poczuł się oszukany. Sprawa trafiła do sądu.
Diagnosta oskarżony został o poświadczenie nieprawdy, poprzez dopuszczenie do ruchu samochodu z licznymi usterkami (powiększone znacznie luzy na sworzniach wahaczy, luzy na łożyskach piast kół tylnych, intensywne wycieki oleju napędowego z pompy paliwowej i wycieki oleju silnikowego z bloku silnika oraz skorodowanie progów z perforacją blach na wskroś). Natomiast sprzedawcę ciężarówki sprowadzonej z Niemiec oskarżono o wprowadzenie kupca w błąd. Sprawę obu oskarżonych mężczyzn dodatkowo komplikował fakt, że znali się oni od lat, do czego przyznali się zresztą w sądzie.
Sąd przesłuchał licznych świadków, poprosił o opinię biegłego sądowego, konsultował się też z doświadczonymi diagnostami.
Biegły sądowy najpierw pisemnie stwierdził, że omawiane usterki powstały przed dniem pierwszego przeglądu. Podczas rozprawy w sądzie biegły jednak wycofał się z zaprezentowanych twierdzeń: - Nie jestem w stanie powiedzieć, czy zauważone przeze mnie luzy i luzy, które wynikły na badaniu diagnostycznym (tym kolejnym – przyp. red.) były identyczne pod względem wartości odchyleń, co w dniu badania technicznego wykonanego przez oskarżonego, ponieważ nie widziałem i nie byłem przy badaniu. Nie potrafię powiedzieć jaki jest punkt graniczny luzów pozwalający na dopuszczenie pojazdu do ruchu.
Diagności z wieloletnim doświadczeniem zeznali m.in.: - To jest możliwe, że w ciągu 2 tygodni mogły nastąpić takie zmiany w tym pojeździe, które powodowały, że nie spełniał wymagań technicznych, to może wystąpić z dnia na dzień. Jak najbardziej ma tu znaczenie wiek samochodu, im starszy samochód tym awaryjność będzie większa. I wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że w ciągu krótkiego czasu coś może się popsuć.
Jeden z diagnostów stwierdził, że usterki, które dostrzegł w przedmiotowym pojeździe nie mogły powstać po przejechaniu kilku kilometrów po drodze gruntowej. Przyznał natomiast, że nie ma kryterium ustawowego, którym można by było odróżnić luz od nadmiernego luzu.
Ostatecznie obu mężczyzn sąd uniewinnił, a kosztami procesu obciążono Skarb Państwa.
Komentarze (4)