Gdy samochód stoi na „kołkach”, akumulator wymaga szczególnej troski
Akumulator jest jednym z tych elementów, bez którego samochód nie może funkcjonować. Od jego sprawności zależy praca wielu układów, a w jakim stopniu występuje ta zależność, to z kolei zależy od konstrukcji danego układu. Z praktyki warsztatowej wiemy, że uruchamianie silnika przy słabo nakładowym akumulatorze w niektórych pojazdach spowoduje uszkodzenie modułu poduszki powietrznej, a innych nic się nie stanie. Wszystko zależy od zaprojektowania poszczególnych elementów i zastosowania zabezpieczeń wewnątrz tych układów.
Nie musimy wszystkiego znać na pamięć – wystarczy, że będziemy pamiętali o tym, że akumulator w naszym warsztacie musi być zawsze dobrze naładowany. Klient użytkujący samochód codziennie nawet nie wie, że akumulator już jest na wyczerpaniu. W warsztacie wykonujemy wiele prac przy otwartych drzwiach, często włączamy zapłon i uruchomiamy silnik. Wówczas akumulator szybko się rozładowuje, a w pośpiechu możemy nie zauważyć, że po włączeniu zapłonu lampki kontrolne nie świecą już tak intensywnie jak kilka godzin temu. Odruchowo przekręcamy kluczyk do rozruchu silnika i w tym momencie uszkadzamy jakiś moduł elektroniczny. I to jest nasza wina, zabrakło czujności.
Dlatego podczas prac warsztatowych zaleca się podłączyć ładowanie i przede wszystkim być bardzo ostrożnym, obserwować, co dzieje się z napięciem akumulatora, aby uniknąć przykrych i kosztowych niespodzianek. Na pewno spotkaliście się też z takim przypadkiem, kiedy akumulator jest użytkowany codziennie i funkcjonuje, a w warsztacie, przez dogłębne rozładowanie, ulega zepsuciu. Co prawda był już na wyczerpaniu, a z racji wielogodzinnego rozładowania zakończył swoje życie – my to wiemy, ale nie wszyscy klienci będą chcieli to zrozumieć.
Znane są nam pewne bardzo naganne praktyki kolegów po fachu. Jeżeli mamy do czynienia z samochodem, w którym nie pracuje silnik, „wpychamy” auto do warsztatu. Niestety nie zawsze mamy pomoc, a poza tym są różnego rodzaju progi w podłodze czy stromy wjazd. Wrzucamy pierwszy bieg i pokonujemy przeszkody „na rozruszniku”. Jest to na pewno duże obciążenie dla rozrusznika, a tym bardziej dla akumulatora. Powinniśmy wtedy jak najszybciej podłączyć ładowarkę. Niestety nie zawsze o tym myślimy, zdarza się, że dopiero następnego dnia zaczynamy ładować zupełnie wyładowany akumulator. W ten sposób możemy go zniszczyć. Nie powinniśmy dopuścić do dużego wyładowania, a jeżeli już do tego dojdzie, to natychmiast go naładujmy.
Dotyczy to również pożyczania akumulatora. W samochodzie z wyładowanym akumulatorem nie można uruchomić silnika. Jeżeli musimy natychmiast go uruchomić, pożyczamy akumulator z innego pojazdu, podłączamy przewody rozruchowe i uruchamiamy silnik. Pożyczony akumulator wraca na swoje miejsce, ale musimy natychmiast podłączyć go pod ładowanie. Często zapominamy o tym. Potem próbujemy uruchomić silnik i możemy coś uszkodzić, bo akumulator ma niewłaściwe napięcie.
Podobny przykład to akumulatory w samochodach, które z jakichś powodów są odstawiane na bok. Oczekują na swoją kolejkę albo na części zamienne. W ciągu jednego czy dwóch dni nic się nie stanie, ale gdy samochód nie jest uruchamiany przez tydzień, a tym bardziej zimą, po co kusić los i dopuścić do nadmiernego rozładowania. W pracy często wiele czynności wykonujemy w pośpiechu, możemy nawet nie zauważyć, że lampki w tak zwanych zegarach już nie świecą się tak mocno, jak powinny. Przekręcamy klucz na rozruch i słyszymy bardzo wolne ruchy rozrusznika. Może okazać się, że jest już za późno, na przykład moduł poduszek powietrznych jest do naprawy lub wymiany.
Zdarza się wiele sytuacji, kiedy popełniamy takie błędy, nie przejmując się tym, co będzie za chwilę czy nazajutrz. Winę zrzucamy na klienta, że nie ma supersprawnego i nowego akumulatora, a to przecież my popełniliśmy błąd. Są to nieprawidłowości, które dotyczą również długo działających warsztatów.
Nawet bardzo zaawansowani w fachu serwisanci popełniają błędy. Badamy lub naprawiamy elektroniczną przepustnicę. Wygodnie jest to robić na obiekcie, czyli samochodzie. Silnik nie jest uruchomiony, przypustnica została rozebrana, a my obserwujemy i mierzymy napięcie na przewodach, wtyczce lub elementach elektronicznych. Drugi serwisant może w tym czasie poruszać pedałem gazu. Jakie mamy wtedy napięcie? Na pewno nie takie, jak wtedy, gdy pracuje silnik, kiedy alternator wytwarza napięcie rzędu 14 V. Przy małym napięciu płynie duży prąd i nawet sprawna przepustnica może zachowywać się nieprawidłowo. Są takie sterowniki silnika, w których psuje się układ scalony do sterowania przepustnicą. Mechanicy wiedzą, że możemy to wykryć na postoju, przy wyłączonym silniku. Po włączeniu zapłonu sterownik ustawia przepustnicę w gotowości do uruchomienia silnika. Jeżeli będziemy naciskali na pedał gazu, przepustnica będzie odpowiadała na to, wykonując pewne ruchy. Jeżeli ten układ scalony jest uszkodzony, po kilku ruchach przepustnica przestanie działać. To tylko jeden z wielu przykładów, kiedy możemy sobie pozwolić na chwilowe obciążenie akumulatora. I takie doświadczenia na pewno mu nie zaszkodzą. Najważniejsze w tym wszystkim jest ciągłe myślenie i obserwowanie napięcia, jakie mamy w sieci, czyli w instalacji samochodowej.
Komentarze (0)