Zabrudzona skrzynka z bezpiecznikami zawsze musi być sprawdzona od spodu. Kontrola kabli i wtyczek powinna być obowiązkowa
Usterki spowodowane wilgocią są jednymi z najtrudniejszych ze spotykanych w elektronice samochodowej. Przede wszystkim nie są stałe, ujawniają się w pewnych, nie do końca przewidywalnych okolicznościach. Trudno więc znaleźć je w warsztacie, bowiem w tym właśnie czasie mogą w ogóle nie wystąpić.
Nie jest możliwe prześwietlenie wszystkich przewodów elektrycznych, wtyczek, a także otwarcie, rozebranie i skontrolowanie każdego sterownika. Dlatego praca diagnosty jest ukierunkowana na pewien obszar działania, wynikający z opisu usterek przez użytkownika pojazdu i zarejestrowanych kodów błędów. Duże znaczenie ma też nasze doświadczenie, czyli zapamiętane przypadki podobnych naprawionych usterek.
Oprócz pracy ze skanerem diagnostycznym staramy się dotrzeć do miejsc, gdzie potencjalnie te usterki występują. Jednak w wielu wypadkach jest to utrudnione z racji konieczności demontażu elementów, a to wymaga czasu. Poza tym zdajemy sobie sprawę, że nawet gdy dostaniemy się do podejrzanego miejsca, nie oznacza to, że właśnie tam znajdziemy uszkodzenie. Może okazać się, że trzeba będzie wszystko z powrotem zamontować i szukać gdzie indziej.
Warto też pamiętać, że rozbieranie elementów w samochodzie pozwala na oglądanie otoczenia, w jakim pracują poszczególne układy. W starszych pojazdach zauważymy wiele drobnych mankamentów, które usuniemy na bieżąco, jeśli jesteśmy dobrymi fachowcami. Są to wszelkiego rodzaju naderwania przewodów gumowych, poluzowane uchwyty, niedokręcone śruby i wiele innych.
Uszkodzenia mogą być proste w wykryciu, mogą być także skomplikowane – takie, na których znalezienie musimy poświęcić wiele godzin, a nawet dni. Zresztą pojęcia łatwych czy trudnych przypadków są bardzo względne.
Na przykład stwierdzamy, że z powodu wody przerwany jest przewód elektryczny. Możemy ten przewód dorobić, czyli poprowadzić drugi, pomijając fabryczny. Oczywiście musimy odciąć oryginalny kabel z jednej i drugiej strony, aby nie powodował zwarcia. Czy sprawa jest już załatwiona? Na pewno wszystkie układy będą działały. Mamy jednak świadomość, że nie dotarliśmy do miejsca uszkodzenia, a tam w najbliższym czasie korozji mogą ulec kolejne przewody. Najlepiej znaleźć felerne miejsce i ocenić ewentualne usterki. Niestety czasami odszukanie takiego miejsca jest bardzo pracochłonne i dlatego wiele warsztatów nie decyduje się na wykonanie takiej usługi, licząc na to, że może nic złego się nie stanie.
A teraz przypadek związany z wtargnięciem wilgoci do części elektronicznej. Odkrywamy ślady wilgoci w sterowniku, suszymy go, przelutowujemy miejsca, które wydają się nam podejrzane. Sterownik działa i właściwie możemy go złożyć, zamontować i zakończyć usługę. Jedak pewnie od razu odezwą się elektronicy, którzy stwierdzą, że przecież taki układ elektroniczny trzeba sprawdzić dokładniej. Przede wszystkim elementy, które mogły wchłonąć wodę, takie jak kondensatory, po pewnym czasie mogą zachowywać się bardzo różnie. Niekoniecznie działanie układu elektronicznego w tym momencie oznacza jego stuprocentową sprawność. Trzeba zobaczyć, czy pod układami scalonymi nie ma nalotu, który może przewodzić prąd. Zdarza się czasami, że ścieżka nieoczekiwanie odrywa się od podłoża i pęka – dzieje się tak, gdyż wilgoć spowodowała uszkodzenie. Nad taką płytką drukowaną trzeba trochę popracować, aby znaleźć uszkodzenia i przywrócić sprawność urządzenia.
Doświadczeni warsztatowcy często marzą o trafnej diagnostyce, czyli takiej, która bezbłędnie zaprowadzi ich do celu, wskaże usterkę. Na pewno podstawowym przyrządem diagnostycznym, jakim posługujemy się codziennie, jest skaner. I właśnie on powinien być przez nas wykorzystany w maksymalnie możliwy sposób. Każdy ma swoje sposoby posługiwania się tym przyrządem, ale są pewne standardowe metody, które powinny być wykorzystane. Jednym z etapów przeprowadzania diagnostyki są testy elementów wykonawczych. Wykonanie raz testu danego elementu nie jest kompletnym sprawdzeniem sprawności części. Trzeba obejrzeć dany element, o ile jest do niego dostęp, poruszać wtyczką i przewodami elektrycznymi, a przede wszystkim zrobić test kilka razy i to w różnych warunkach, na przykład po nagrzaniu silnika albo po przejechaniu się samochodem. Jednokrotne wykonanie testu elementu wykonawczego to zdecydowanie za mało.
Czasami, widząc, że nie staramy się wywołać uszkodzenia, które nie jest widoczne przez cały czas, klienci podpowiadają nam, jak to zrobić. Oto najprostszy przykład dotyczący oświetlenia. Klient narzeka, że lampa ksenonowa co pewien czas nie działa prawidłowo. U nas, w warsztacie, pracuje bez zarzutu. Z powodu naszej nieporadności klient podnosi maskę silnika, po czym opuszcza ją z całym impetem. I wtedy żarnik zaczyna źle funkcjonować. A przecież to my powinniśmy wykonywać takie testy.
Podobnie jest z innymi elementami, które sprawdzamy w samochodzie. Dobrodziejstwem skanerów jest to, że możemy wydać polecenie przeprowadzenia testów tyle razy, ile chcemy. Jednak trzeba umieć z tego korzystać. Jeżeli mamy do czynienia z problemem związanym ze wskaźnikiem paliwa i po wybraniu funkcji testu zespołu wskaźników dostajemy prawidłowe wskazania, to dopiero początek naszych badań, a nie koniec. Trzeba zajrzeć do wtyczki elektrycznej, która może znajdować się pod tylną kanapą. Obejrzeć ją, poruszać przewodami i znowu przeprowadzić test.
Komentarze (1)