W czasach naznaczonych przez pandemię, w sytuacji dystansowania się społecznego, nietrudno ulec pokusie uzgodnienia koloru na odległość z wykorzystaniem powszechnie dostępnych urządzeń, jak telefon komórkowy, drukarka i ekran monitora.
Kolor potrafi pięknie współpracować ze światłem. Wykorzystują to między innymi producenci samochodów, wyczarowując na karoseriach różne efekty specjalne. Obecnie, kiedy estetyka wykonania traktowana jest przez wielu klientów na równi z funkcjonalnością, nie bez znaczenia jest możliwość zmierzenia, czy dana partia lakierów jest taka sama, jak na przykład ta sprzed roku.
Tytuł webinarium, które odbyło się 25 maja 2021 r., zgromadził przed monitorami komputerów kolorystów, technologów, menedżerów jakości, kierowników produkcji oraz kierowników laboratoriów. Nie zabrakło oczywiście przedstawicieli aftermarketu z warsztatów lakierniczych. Cóż, lakier aplikowany w trzech warstwach stanowi nie lada wyzwanie. Przykład? Od 2016 r. Mazda oferuje kolor 46G Machine Grey na różnych modelach samochodów. Ten składa się z trzech warstw: refleksyjnej, transparentnej i lakieru bezbarwnego. Ziarno aluminium w lakierze nadaje mu metaliczną głębię, a pigmenty w warstwie refleksyjnej pozwalają uzyskać intensywny kontrast pomiędzy światłem a cieniem. Samochód wygląda, jakby został wykonany z jednego kawałka stali. Jakby tego było mało, ze względu na swój złożony charakter odcień Machine Grey może się różnić pomiędzy poszczególnymi modelami. Czy to lokalizacja fabryki, czy dana partia lakierów – na czas prac refinish bezbłędne odwzorowanie tej samej powłoki na poszczególnych elementach karoserii nabiera znaczenia. Klient za każdym razem pożądać będzie tego samego odcienia koloru, połysku i tekstury powłoki po jej wyschnięciu.
To, że kolor potrafi pięknie współpracować ze światłem, wykorzystują nie tylko producenci samochodów, wyczarowując na karoseriach różne efekty specjalne. Webinarium rozpoczęło się od filozoficznego pytana. Hamletowskie „być albo nie być” prowadzący sprowadził do dylematu: mierzyć czy nie mierzyć kolory?
– Otóż spotykam się z wieloma firmami, które zastanawiają się, czy i kiedy dokonać tego kroku, tj. zainwestować w oprzyrządowanie odpowiadające współczesnym wyzwaniom rynku – rozpoczął webinarium Stanislav Šulla, area manager Eastern Europe Konica Minolta Sensing Europe B.V. Sp. z o.o. oddział w Polsce. – W kontraście z powyższym: co czeka nas, gdy próbować na różne sposoby wybrnąć z sytuacji co do uzgodnienia: jaki to kolor, odcień? Musimy mieć świadomość, że jakikolwiek segment rynku przyjdzie nam na myśl, kolor odgrywa coraz większą rolę. Stanowi nie tylko kryterium marketingowe, ale coraz częściej decyduje o jakości wyrobu. Klient końcowy oczekuje od konkretnego produktu dokładności odwzorowania, zwłaszcza gdy powtarza zakupy, bo mowa o dobrach konsumpcyjnych zużywających się. A co dopiero powiedzieć, gdy przedmiotem zainteresowania jest samochód – stanowiący złożenie tysiąca części, gdzie harmonia jest istotą rzeczy.
Reprezentant firmy dowodził, że dziś wszyscy przedsiębiorcy są w jakimś stopniu powiązani łańcuchem dostaw. Nikt nie jest izolowany. Każdy na jakimś etapie korzysta z produktów czy półproduktów dostarczanych na potrzeby złożenia.
Człowiek ma wyjątkową zdolność do rozróżniania barw, ale nasze oko nie posiadło zdolności kwantyfikacji odcieni.
Krytyczny kolor?
Wielokrotnie podczas webinarium przewijała się dygresja, by nie stać się przysłowiowym „czarnym Piotrusiem”, tj. bohaterem karcianej gry dla dzieci. Dla profesjonalizacji istotne jest wypracowanie standardów. W kontaktach biznesowych wielokrotnie będzie przecież dochodzić do sytuacji konfrontacji odpowiedzialnego za kontrolę zgodności kolorystycznej z certyfikatami jakości po stronie dostawcy.
– Ludzkie oko? Jest oczywiście cudownym organem, skoro jesteśmy w stanie odróżnić jakiś milion odcieni. Problem polega na tym, że oceniając jakąkolwiek barwę, nie jesteśmy w stanie jej kwantyfikować. Człowiek nie potrafi przełożyć wrażeń wizualnych na wartości matematyczne, tj. w sposób uniwersalny i zrozumiały dla wszystkich. Dlatego też często pomagamy sobie środkami werbalnymi, by doprecyzować, że ten a ten odcień mamy na myśli – kontynuował swój wywód Stanislav Šulla.
Prowadzący webinarium omówił różnorakie formy komunikacji – począwszy od rozmowy telefonicznej, skończywszy na wysłaniu maila z załącznikiem w postaci pożądanego przez zamawiającego koloru. Pułapką tego typu prób osiągania konsensusu są przeszkody natury technologicznej. Bardzo często zdjęcia wykonane telefonem czy nawet wysokiej klasy aparatem są skazane na przekłamania, bo urządzenia tego typu nie są skalibrowane. Analogicznie jest, gdy chcieć wyświetlić obraz na ekranie monitora. Niestety przestrzenie barw RGB, CMYK – technologie wykorzystywane w procesach drukarskich i szeroko pojętej poligrafii – są zawsze zależne od konkretnego urządzenia. Nawet jeśli po obu stronach (dostawca i zamawiający) urządzenia są skalibrowane, to i tak prawdopodobieństwo trafienia „w punkt” jest duże, ale nigdy nie 100-procentowe.
Nie zabrakło anegdot, jak bardzo ryzykownym podejściem jest zawierzenie wzornikom kolorów i analogicznym bibliotekom. Owszem, kod koloru jest dobrym pomysłem. Ale i tu czyha kilka zagrożeń, bo w pierwszym rzędzie należałoby się po prostu upewnić, że obie strony są w posiadaniu tych samych, kompatybilnych ze sobą kodów. Nie wspominając, że wzorniki powstają na różnych powierzchniach (nośnikach). Przykładowo, wzornik Pantone powstaje na papierze powlekanym i niepowlekanym. Farba na nośniku może wyglądać różnie. Kolejna metoda skazana na niepewność to kawałek materiału wysłany tradycyjną formą (np. przesyłka kurierską).
– W branży automotive możemy mieć do czynienia nie tylko z karoserią. Są tekstylia, są elementy z tworzyw sztucznych. Przyjęty nośnik produktu finalnego za każdym razem decydować będzie o takiej, a nie innej interakcji światła. To właśnie struktura powierzchni rodzi kolejne rozterki – dowodził reprezentant firmy Konica Minolta.
A jego dygresja stanowiła wstęp do omówienia czyhających na nas pułapek, gdy „szukać światła dziennego” dla weryfikacji próbek.
Jakość i typ oświetlenia
Interaktywna forma webinarium stanowiła okazję, by gronu uczestników zaprezentować, jak bardzo zmienia się światło: od porannego, przez to w okolicach południa, aż po wieczorne. Promienie słońca potrafią bardzo skutecznie zaburzać naszą ocenę wizualną.
– Najgorszym bodaj doświadczeniem kolorysty jest metameria. Metameria ma znaczenie, gdy porównywać różnego rodzaju materiał, gdy np. tekstylia stanowią referencyjną próbkę, a finalnie produkt ma być z tworzywa sztucznego. Struktura, tekstura, poziom błysku... Pigmenty mają różne charakterystyki spektralne pod żarówką. Widmo będzie zgoła inaczej wypierało np. czerwoną barwę. I tu dochodzimy do pytania: czy statystyczny obserwator jest w stanie rozróżnić kolory – podał w wątpliwość kompetencje kolorystów Stanislav Šulla.
Posiłkując się praktyką lekarską, dowodził, że daltonizm dotyka od 8 do 12% populacji męskiej. Taka przypadłość dyskwalifikuje kolorystów, to też wystarczający powód, by np. co roku kontrolować wzrok, choćby posiłkując się Tablicami Ishihary.
Trzy atrybuty koloru to: odcień, jasność i nasycenie. O ile człowiek jest w stanie rozróżnić milion kolorów, to już zapamiętanie konkretnego skazane jest na kolejną ułomność. Pamięć ludzka nie wystarcza na profesjonalną identyfikację koloru. Efekt kontrastu symultanicznego – to kolejny termin, z którym mamy do czynienia, mówiąc o naszej percepcji wzrokowej.
W poszukiwaniu obiektywnej komunikacji dochodzimy wreszcie do próbek identycznych i dopuszczalnej tolerancji – tak skompletowane „materiały dowodowe” dla wytwórcy są bardzo komfortową sytuacją, zwłaszcza gdy obie strony posiłkują się spektrofotometrem.
– Posiadając fizyczną próbkę – bez różnicy, czy obie strony są w posiadaniu tego samego, czy innego typu spektrofotometru – jesteśmy w stanie zapisać takie i kontrolować na każdym etapie produkcji. Jeszcze lepszym pomysłem jest oprogramowanie archiwizujące dotychczasowe zlecenia, co stanowi dla wytwórcy świetny materiał dowodowy, ale również informację o panujących trendach kolorystycznych – podsumował webinarium Stanislav Šulla.
Spektrofotometry potrafią przełożyć nasze subiektywne wrażenia wizualne na wartości matematyczne.
Jaki spektrofotometr wybrać?
To temat na inny artykuł, acz pojawiły się proste sugestie. Istotnym elementem jest fakt, że Konica Minolta produkuje urządzenia zarówno do laboratorium, jak i przenośne, które mamy zawsze ze sobą niezależnie od miejsca i możemy zmierzyć próbki u klienta czy sprawdzić kolor na produkcji. Mając na uwadze branżę refinish, wspomnijmy o kontroli jakości lakierowanych powłok.
Powłoki lakiernicze to ważna część gospodarki, która odpowiada za zabezpieczenie produktów, części i konstrukcji przed wpływem warunków otoczenia. Oprócz tej ważnej funkcji znaczenie ma również wygląd elementów pokrytych odpowiednią powłoką. Obecnie, kiedy estetyka wykonania jest traktowana przez wielu klientów na równi z funkcjonalnością, nie bez znaczenia jest fakt możliwości zmierzenia, czy dana partia lakierów jest na przykład taka sama jak ta sprzed roku. Mówiąc „taka sama”, mamy na myśli ten sam odcień koloru, połysk i teksturę powłoki po jej wyschnięciu.
Jak więc podejść do tematu oceny wyglądu? Na początku warto upewnić się, czy zależy nam tylko na sprawdzeniu koloru powłoki, czy może na możliwości wpływania na kolor, bo jesteśmy firmą produkcyjną lub w niedalekiej przyszłości planujemy zainwestować w taką linię. Jeżeli nasze kontrole skupiają się wokół płaskich elementów, to warto zapoznać się z nowoczesnym spektrofotometrem Konica Minolta CM-26dG. Jest to urządzenie w geometrii d/8, a zatem posługując się nim, możemy mierzyć w trybach SCI, SCE lub obu jednocześnie. Spektrofotometr jest lekki i dobrze leży w ręku. Japońscy inżynierowie zadbali o wygodę pracy. Za jednym przyciśnięciem urządzenie mierzy kolor i połysk pod kątem 60 stopni.
A co z sytuacją, kiedy zależy nam na wyglądzie powierzchni lakierowanej? Kiedy znaczenie ma połysk, jakość lakieru, jak klarowne jest odbicie na takiej powierzchni, czy sąsiadujące części będą ze sobą dobrze wyglądać? Dla takich zadań został zaprojektowany TAMS. Jego wyniki pomiarów powiedzą nam o poziomie jakości powierzchni i zgodności wyglądu z sąsiednim detalem. Działanie urządzenia polega na kontroli jakości obrazu odbitego od lakieru i sprawdzaniu, czy i w jakim stopniu jest on zniekształcony. Z kolei model CM-36dG to najnowsze rozwiązanie firmy Konica Minolta. To jeszcze wyższy poziom dokładności i powtarzalności pomiarowej.
Rafał Dobrowolski
Fot. Konica Minolta
Komentarze (0)