Alfred Franke, prezes SDCM
W ostatnim czasie nie sposób, żyjąc w Polsce, choć raz nie usłyszeć o elektromobilności, pojazdach elektrycznych (ich milionie), transporcie niskoemisyjnym etc. Mija rok od wejścia w życie ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Co się zmieniło na polskich drogach? Czy powinniśmy już pochować diesle? Czy „elektryki” opanują ulice? Czy pozycja Polski w produkcji wodoru może oznaczać wzrost atrakcyjności pojazdów wodorowych? Jak będzie wyglądała przyszłość motoryzacji? To pytania, które coraz częściej zadają sobie Polacy bardziej lub mniej związani z motoryzacją.
Dobry klimat dla klimatu
Unia Europejska i reszta świata coraz większą uwagę zwracają na kwestie środowiskowe. I słusznie. Negatywny wpływ człowieka na klimat jest w zasadzie niekwestionowany. W zwalczaniu zanieczyszczeń powodowanych przez transport mają pomagać m.in. nowe normy emisji CO2 w Unii Europejskiej dla pojazdów osobowych, dostawczych i ciężarowych. W ocenie ekologów są one za niskie, z kolei według przedstawicieli przemysłu motoryzacyjnego pozostają zbyt ambitne, popychając branżę w stronę pojazdów elektrycznych.
Rządy prześcigają się w coraz śmielszych planach związanych z elektromobilnością. Z upływem czasu plany te są weryfikowane i korygowane nawet przez takie kraje jak Niemcy, gdzie pierwszy milion pojazdów elektrycznych miał pojawić się na drogach już w 2020 roku. Teraz – mimo ewidentnego przyspieszenia w rozwoju technologii EV i oferowania przez Berlin atrakcyjnych dopłat do zakupu elektryków – kanclerz Angela Merkel przyznała, że celu tego najpewniej nie uda się zrealizować. Przewiduje się, że dopiero w 2022 będzie to możliwe.
W Polsce milion elektryków ma pojawić się na drogach w 2025 r. Na razie do osiągnięcia celu brakuje nam około 997 tysięcy. Trudno przewidzieć, kiedy uda się nam spełnić założony cel. Polski rząd przywiązuje do elektromobilności dużą wagę, widząc w niej potencjał dla rodzimej branży motoryzacyjnej. Pomóc miała ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych, tworząca podwaliny pod rozwój infrastruktury dla napędów niskoemisyjnych. Zachętą mogą okazać się także zapowiedziane dopłaty do pojazdów elektrycznych w wysokości do 36 tysięcy złotych za zakup. To kwota, nawet jak na warunki europejskie, robiąca wrażenie. Eksperci przewidują jednak, że nawet w najbardziej optymistycznych scenariuszach rozwój elektromobilności będzie postępował powoli. Nie ma mowy o „rEVolucji”. Bardziej prawdopodobna jest ewolucja.
– Jeszcze przez wiele lat transport będzie opierać się na napędach konwencjonalnych przy coraz większym udziale hybryd, a dopiero później elektryków. Czy na nich zakończy się ewolucja motoryzacji? Mam co do tego wątpliwości. Do budowy baterii zasilających pojazdy elektryczne obecnie wykorzystać trzeba około pół tony rzadkich surowców, których cena będzie systematycznie rosła. Dlatego, patrząc dalekosiężnie, warto przyglądać się rozwojowi pojazdów elektrycznych napędzanych ogniwami paliwowymi (FCEV), czyli mówiąc w skrócie pojazdów wodorowych – mówi Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.
Elektromobilność to także wodór
Elon Musk z lekceważeniem odnosi się do technologii wodorowych, określając je jako „oszałamiająco głupie”. Ale wynika to raczej z faktu inwestycji w konkurencyjny odłam elektryków niż z obiektywnych powodów. Zalet wodoru jest dużo więcej niż tylko brak zależności od dostępności np. kobaltu. Kolejną ważną kwestią jest szybkość tankowania zbliżona do tej, jaką mamy obecnie na stacjach paliwowych. Odpada zatem problem czasochłonnego ładowania baterii znanego w przypadku pojazdów wyłącznie elektrycznych.
Mówiąc o tankowaniu, dochodzimy do kwestii problematycznej zarówno dla pojazdów czysto elektrycznych, jak i wodorowych – braku infrastruktury. Co prawda, sieć stacji tankowania wodoru na świecie rozrasta się, ale w Europie to dopiero początki, choć słychać zapowiedzi, że wkrótce będą ich setki. W Polsce na pierwszą stację tankowania wodorem jeszcze trochę poczekamy. Podobnie jak przy stacjach ładowania pojazdów elektrycznych również w odniesieniu do pojazdów wodorowych potrzeba ogromnych inwestycji w infrastrukturę.
Pojazdy wodorowe napędzają nie tylko inwestycje Japończyków. Do walki w tym obszarze coraz mocniej włączają się Chiny. Według Amerykańskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych Chiny w ciągu ostatnich 10 lat zainwestowały około 60 miliardów dolarów w dofinansowanie rozwoju pojazdów elektrycznych i technologie baterii. Co ważne, w 2020 wycofają wsparcie dla czystych elektryków, a dla pojazdów wodorowych będzie ono kontynuowane do 2025 r. Do 2030 roku Pekin planuje wypuszczenie na chińskie drogi ponad miliona pojazdów napędzanych wodorem. Być może zatem znaczne inwestycje spowodują upowszechnienie się technologii FCEV także w Europie.
Jest to oczywiście pieśń przyszłości, ale być może to właśnie ten rodzaj pojazdów elektrycznych finalnie wygra wyścig o napęd przyszłości. Pojazdy wodorowe mogą być szczególnie atrakcyjne dla Polaków i polskich władz. Jesteśmy liderem w produkcji wodoru. Roczna ilość wodoru produkowana w naszym kraju już dziś mogłaby posłużyć do zasilenia około 5 milionów pojazdów. Jest to jedna z dróg dla polskiego przemysłu motoryzacyjnego i innych gałęzi przemysłu.
Komentarze (0)