„Usuwacze” opisują problemy i olbrzymie koszty, jakie generuje obecność filtra w aucie. Zalecają usunięcie lub elektroniczne oszukanie komputera pokładowego. Zgodnie przemilczają fakt, że taki zabieg jest nielegalny, powoduje zwiększenie emisji szkodliwych substancji obciążających środowisko i zdrowie kierowcy. Zielona plakietka EURO 4 upoważniająca do poruszania się w centrach większości europejskich miast, staje się fikcją i posługiwanie się nią jest karalne. Tracimy homologację pojazdu i spada jego wartość rynkowa w momencie odsprzedaży. Sama idea jest kuriozalna – usuńmy element, bo się psuje. W ten sposób możemy również zdemontować klimatyzację lub wspomaganie – też się psuje i generuje koszty.
Zwolennicy stosowania filtrów DPF skupiają się głównie na stosowanej przez siebie metodzie naprawczej. Jedni wychwalają „płukanie” filtra przy użyciu konkretnych specyfików firmy, z którą są związani. Inni propagują różne formy „wypalania” jako jedynie pewną metodę. A kolejni – skuteczna jest tylko wymiana!
Po przeczytaniu kilku artykułów, przeciętny kierowca jest całkowicie skołowany i bezradny. Każdy chwali swoje i atakuje konkurencję. W tej przepychance umyka całkowicie istota problemu. A problem jest i to poważny, wielopłaszczyznowy. Globalny, bo dotyczy przyszłości naszej planety, zagrożonej zmianami klimatycznymi wywołanymi zanieczyszczeniem środowiska. I jednostkowy, bo konkretny właściciel samochodu ma problemy z eksploatacja auta i możliwymi wysokimi kosztami naprawy.
Pod naciskiem opinii publicznej urzędnicy wprowadzają przepisy mające chronić środowisko. Przemysł motoryzacyjny nie ma wyboru – musi szukać rozwiązań spełniających te wymogi. I tak powstał filtr FAP/DPF, który w radykalny sposób ogranicza emisję szkodliwych substancji do środowiska. Jest skuteczny, ale nie doskonały. Ma wiele ograniczeń i słabych stron. Przede wszystkim wymaga od potencjalnego właściciela minimum wiedzy i świadomej decyzji. Zanim kierowca wyda kilkadziesiąt tysięcy złotych na zakup auta, powinien czegoś się o nowym nabytku dowiedzieć, bo to przecież poważna decyzja!
Tymczasem panuje tu całkowita ignorancja. Często o wyborze samochodu decyduje kolor – bo pasuje żonie do torebki. A gdy pojawi się kosztowny problem, zwalamy winę na producenta i zadowalamy się pseudorozwiązaniami.
Dynamika zmian we współczesnym świecie wymaga od nas stałego uzupełniania informacji. Zaniechanie tego zazwyczaj bywa kosztowne. 10 lat temu doświadczony szwagier u cioci Krysi na imieninach mawiał: „...tylko diesel – jest tani i niezawodny w eksploatacji”. Kierowanie się dziś tą „mądrością” prowadzi do katastrofy.
Współcześnie obowiązujące przepisy eliminują silnik diesla z ulic naszych miast ze względu na szkodliwą emisję spalin. Kto ignoruje ten fakt, ma kłopot na własne życzenie.
Filtry sadzy doskonale sprawdzają się w ruchu pozamiejskim. Do prawidłowego samooczyszczenia
potrzebują dobrze wygrzanego układu wydechowego i wielominutowej jazdy ze stałą prędkością (około 80 km/h). A to nie jest możliwe w ruchu miejskim. Prawidłowo eksploatowany filtr ma żywotność między 150 a 250 000 km. Kosztowna wymiana rozkłada się więc na wiele lat użytkowania auta.
Kluczową sprawą determinującą wystąpienie problemu z filtrem jest więc właściwa decyzja nabywcy auta, oparta na sposobie użytkowania samochodu. Już na starcie można sobie „kupić” problem lub nie. Równocześnie żenujący jest brak rzetelnej informacji na ten temat w salonach, podczas sprzedaży aut!
Drugim istotnym aspektem interesującego nas tematu jest serwisowanie pojazdu. Dominującym stylem użytkowania auta jest przeświadczenie, że warsztat samochodowy odwiedza się tylko wtedy, gdy „coś” się zepsuje. Podobnie jest z dentystą i żadne mądre słowa nie są w stanie zmienić naszych nawyków.
Auta w szybkim tempie się komplikują, wyposażane są w nowe podzespoły, wpływające na siebie wzajemnie. Zużycie się jednego elementu wpływa na pracę innego. Wymaga to częstszych kontroli, by zapobiec większym uszkodzeniom.
Starzejące się wtryski, uszkodzone czujniki temperatury i różnicy ciśnień, sondy L, nieszczelności w układzie wydechowym, cieknąca turbina... – prowadzą do przedwczesnego zużycia się kosztownego filtra DPF. Gdy zapali się kontrolka, często jest już za późno na ratunek. Mamy problem i koszty, a można było tego uniknąć.
Zamiast spierać się jak rozwiązywać problem z uszkodzonym filtrem, może warto uświadomić właścicieli aut wyposażonych w filtr, jak temu zapobiec i w pełni wykorzystać żywotność urządzenia.
Pomimo naszych starań i tak nadejdzie kres sprawności naszego filtra. Staniemy wówczas przed wyborem: usunąć, zregenerować czy wymienić. Na coś trzeba się zdecydować, komuś zaufać. Najbezpieczniej jest zwrócić się do warsztatu z dużym doświadczeniem, stosującym różne metody, w zależności od sytuacji.
Usuwanie jako ostateczność wykonuje się w szczególnych przypadkach, gdy inne sposoby zawodzą. Niezależnie, czy zastosujemy emulator, czy programowe usunięcie DPF, efekt jest ten sam – zamieniamy jeden kłopot na drugi. Odpada temat filtra, ale otrzymujemy auto z problemami prawnymi i ze zwiększoną emisją mikroskopijnych cząstek sadzy, które stanowią zagrożenie dla płuc i układu krwionośnego, podwyższając ryzyko zawału serca i raka. Stosuje się je możliwie rzadko w problematycznych modelach, np.:



Komentarze (0)