Wydarzenia

ponad rok temu  28.05.2013, ~ Administrator - ,   Czas czytania 4 minuty

Głos z drugiej strony

W ostatnim wydaniu Nowoczesnego Warsztatu na str. 23 opublikowaliśmy artykuł Tomasza Nielepkowicza z Biura Patronatu ITS nad SKP pt. “Badania techniczne pojazdów – Czy czeka nas
katastrofa?”.
Autor artykułu poruszył tematykę drastycznego spadku jakości badań technicznych pojazdów w Polsce. Stwierdził, że powodem takiego stanu rzeczy jest m.in. nasycenie w obiekty stacji kontroli pojazdów, kiepska kondycja ekonomiczna firm, prośby klientów o możliwość obniżenia opłaty urzędowej itp., co prowadzi do sytuacji, w których “przymyka się oko” na mniejsze lub większe defekty auta. Tomasz Nielepkowicz zasugerował potrzebę stworzenia zapisu uniemożliwiającego powstawanie nowych stacji na terenach, gdzie jest ich wystarczająca ilość. Zwrócił również uwagę na projekt ustawy “o swobodzie działalności gospodarczej”, która, jak twierdzi, prezentuje postawę jeszcze bardziej liberalną w kwestii powstawania stacji kontroli pojazdów. Na zakończenie artykułu dodał, że niektóre dziedziny powinny być kontrolowane przez Państwo.
Po ukazaniu się styczniowego wydania Nowoczesnego Warsztatu otrzymałem od naszego redakcyjnego współpracownika, p. Adriana R. Sklorza z Fundacji Multi-Expert, komentarz do tego artykułu.

Mirosław Giecewicz


Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Tomasza Nielepkowicza na temat problematyki badań technicznych pojazdów w Polsce. Z diagnozą (nadmiar stacji, patologie, korupcja, nieszczelność systemu) zgadzam się, natomiast z zaproponowaną metodą leczenia (bezpośrednia kontrola przez państwo, ochrona narodowych interesów, przepis uniemożliwiający powstawanie nowych stacji na terenach, gdzie jest ich wystarczająca ilość) - ZDECYDOWANIE NIE.
Nie ma nic gorszego dla gospodarki i nic powodującego więcej patologii społecznych, niż jeszcze większe ingerowanie urzędników w codzienne życie. Patologie leczy się nie przez kolejne “kontrole państwa” i “zakazy powstawania”, tylko przez wprowadzanie jasnych mechanizmów i przejrzystych reguł rynkowych.
Wiele lat przed nami Hiszpania rozwiązała modelowo problem badań technicznych wprowadzając swój nowy system tuż PRZED AKCESJĄ Z UNIĄ, tak aby zawczasu zapobiec zalaniu kraju importem zdezelowanych samochodów z bogatych krajów Unii (zasada wolnej konkurencji w Unii nie pozwalała Hiszpanom na zastosowanie zaporowych ceł, akcyz i innych administracyjnych opłat, więc znaleźli inne rozwiązanie). I Hiszpania nie oparła się wcale na “zmonopolizowaniu rynku w segmencie urzędowych badań technicznych pojazdów przez firmy wyznaczone przez rząd do realizowania tego zadania” (taka wizja w Polsce aż poraża - za łapówki wręczane “przedstawicielom rządu wybierającym stacje” skoczylibyśmy znowu o kilka pozycji do góry w rankingach najbardziej skorumpowanych krajów świata?) . W Hiszpanii zrealizowano go głównie w oparciu o prywatne stacje diagnostyczne. I system działa w Hiszpanii do dziś, teraz służąc między innymi do eliminacji samochodów, które zostały źle naprawione po kolizjach drogowych. Miałem okazję uczestniczyć kiedyś w seminarium, na którym system hiszpański zachwalali m.in. przedstawiciele niemieckiego TÜV.
Na czym bowiem polega “zdrowe myślenie wolnorynkowe”? Proste: wprowadzamy jeden mechanizm powodujący, że badania diagnostyczne wykonują tylko stacje, które poważnie zainwestowały (albo przyjmuje się ich ścisły standard jakościowy albo stałą opłatę licencyjną stacji na rzecz państwa albo łączy się oba rozwiązania) oraz drugi mechanizm, który powoduje, że wydanie nieuczciwej rejestracji powoduje utratę prawa do wykonywania badań uznawanych przez państwo. Oba mechanizmy podlegają kontroli sądowej (stacja może zaskarżyć zarówno nieprzyznanie licencji, jak też jej niesłuszne odebranie, a od urzędu, który bezpodstawnie naraził stację na straty można sądownie dochodzić odszkodowania).
I nie trzeba wtedy kolejnej administracji rządowej, samorządowej, kontrolnej, nadzorczej, inspekcji, instytucji, agencji i czego tam jeszcze - bo szczelności całego systemu pilnuje sam PRYWATNY WŁAŚCICIEL STACJI DIAGNOSTYCZNEJ. Jeżeli prywatny właściciel wyłoży na inwestycję poważne pieniądze i potem ryzykuje ich utratą, to sam najlepiej przypilnuje, aby na jego stacji nie wydawano lewych rejestracji i nie “utrudniano realizacji podstawowego celu urzędowych badań technicznych pojazdów – tj. podniesienia bezpieczeństwa ruchu drogowego”.
Konkurencja wkracza wraz z GVO do motoryzacji i proces ten będzie nieuchronnie postępował, więc proponujmy zdrowe rozwiązania, a nie leczmy w Polsce biurokracji i patologii jeszcze większą biurokracją i większą patologią.
Taką mam opinię.

Adrian R. Sklorz

Post Scriptum: Na marginesie zwracam uwagę na problemy, jakie się pojawiły od 1 stycznia br. w związku z wprowadzeniem w nowym pakiecie ustaw ubezpieczeniowych (patrz więcej na stronie 16) obowiązku wykonywania badań technicznych po szkodach ubezpieczeniowych, w których wypłacone odszkodowanie przekroczyło 2.000 zł. Niestaranność legislacyjna i ogólny bałagan spowodowały, że zamiast sensownego mechanizmu kontroli powypadkowej (patrz wyżej przykład Hiszpanii) zafundowano nam kolejny bezsens – stacje najczęściej przeprowadzają w tych autach typowe badanie rejestracyjne, zaczynając od .... kontroli składu spalin. (A.S.)
B1 - prenumerata NW podstrony

Komentarze (0)

dodaj komentarz
    Nie ma jeszcze komentarzy...
do góry strony