Mercedes-Benz 300 SL Gullwing o wartości 1,4 mln euro na podnośniku WDW Lift
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć. Myśl, jaką ukuł francuski filozof i matematyk Blaise Pascal, warto przywołać w kontekście zagadnień tak fundamentalnych, jak unoszenie pojazdów o walorach historycznych.
Miłe złego początki? Początki zwykle nie kojarzą nam się z czymś łatwym. Renowacja young- i oldtimerów to niezliczone pewnie przypadki, gdy niepowetowane straty brały swe źródło od przypadkowego urządzenia, jakim są dźwigniki o ruchu prostoliniowym. Podnośniki samochodowe cenimy przede wszystkim za gwarancję, że wartościowy ciężar nie dozna jakiegokolwiek uszczerbku.
W literaturze przedmiotu „studium przypadków podnoszenia staruszka” najwięcej rozterek mają parający się restauracją klasyków motoryzacji w sposób hobbystyczny. W przypadku ograniczonych warunków lokalowych przydomowych garaży kryterium wyboru urządzenia unoszącego bywa walor mobilny dźwignika. Takie podnośniki co do zasady ograniczają nas do jednego punktu podparcia. A tymczasem odrestaurowanie samochodu to proces. Długotrwały proces. Kobyłkowanie pojazdów? Zewsząd pożądane!
– Mnogość możliwości uniesienia pojazdu, mnogość biorąca się z możliwości technologicznych podnośnika o więcej niż jednym punkcie podparcia, jest zewsząd pożądana, przecież wielokrotnie dochodzi do sytuacji, że chcę skorzystać z miejsca zajętego przez łapę podnośnika – potwierdza pewną prawidłowość Piotr Schultz-Kudela, właściciel Studia Kosmetyki Samochodowej Detailingservice w Wieliczce. – Używając dźwigników wąskiej specjalizacji, mamy przysłowiowy szach-mat. I to nie tylko w przypadku wytworów retromotoryzacji. Podnoszenie auta za krawędź podprogową, a dotyczy to niemal każdego auta premium, bywa coraz częściej technologicznie niewykonalne, skoro podwozie skrzętnie zabudowano plastikiem! Mało tego, w tanich samochodach, tam, gdzie producent przewidział wargę progową celem użycia klasycznego podnośnika – żaby czy tzw. trapezówki – ta okazuje się tak niskiej jakości, że bywa niszczona, a po kilku uniesieniach dosłownie zdewastowana.
Wniosek? Generalnie w każdym przypadku możliwość skorzystania z każdej kolejnej sposobności podnoszenia auta bywa zbawienna dla fachowości prac. Wszak trudno sobie wyobrazić, by użyć dedykowanego lewarka. Dedykowanego, bo stanowiącego wyposażenie fabryczne nowego auta. Sprzęt wożony np. w bagażniku to własność klienta.
Podnośniki działają w różny sposób. Nas powinny zainteresować przede wszystkim takie, które nie pozostawią po sobie śladów na progach. Przecież progi to zwykle najsłabszy kwartał karoserii wiekowego auta. Przypadek z pozoru beznadziejny? Mercedes-Benz 300 SL Gullwing – rama z rur, niesymetryczna, a w dodatku rura wydechu poprowadzona u spodu swoistej kratownicy. Okazuje się, że od debiutu propozycji „made in Poland” gorzowskiej firmy problem unoszenia takiego cacka rozwiązano raz na zawsze.
– Nasz podnośnik od debiutu szturmem zdobył serca specjalistów od oklejania nadwozi, prócz autodetailerów zyskuje uznanie na czas renowacji klasycznych aut – podkreśla walory propozycji Michał Drzymała z firmy PM-Tools. – Nasz podnośnik można wsunąć pod auto z dowolnej strony, jest łatwy zarówno w instalacji, jak i w transporcie. Podnośnik mobilny WDW Lift powstaje w kilku konfiguracjach. Opracowujemy coraz to nowe możliwości podparcia i autorskie adaptery, za każdym razem bazując na tym, że niezwykle niską platformę – wszak to tylko 10,5 cm – łatwo wsunąć pod auto. I to z dowolnej strony! Ostatnio, właśnie z myślą o rynku retro, wprowadziliśmy specjalne „gąbki” przyjmujące kształt karoserii, by zamiast obciążenia punktowego masa auta rozkłada się na możliwie dużej powierzchni.
Za każdym razem mowa o urządzeniu równoległobocznym niskiego podnoszenia, o udźwigu rzędu 2800 kg i maksymalnej wysokości podnoszenia do 1000 mm, co otwiera zupełnie nowe możliwości realizacji zadań. Od szlifowania, po lakierowanie czy po prostu wymianę elementów blacharskich, a nawet tylnego tłumika. Nie wspominając o typowo serwisowych czynnościach, jak np. wymiana kół, tarcz i klocków hamulcowych.
Konstrukcja podnośnika w stanie spoczynku jest w pełni mobilna, a jego kółka transportowe i dyszel przywodzą skojarzenia z rozwiązaniami z powodzeniem stosowanymi w ręcznych wózkach widłowych. Z tą różnicą, że konstrukcja mobilnego podnośnika predysponuje go do unoszenia w niezliczonych niemal punktach podparcia: rama, progi. Szerokość 107 cm sprawia, że rama unosząca mieści się pomiędzy kołami większości samochodów. A jeśli samochód jest węższy? Nie ma problemu. Jest też wersja Extended S, o 6 cm węższa od osobowej wersji WDW Lift Extended. A niedawno powstała wersja typu „extra slim”. Nie 101, a 96 cm – licząc szerokość podnośnika, czy inaczej mówiąc: minimalną odległość między kołami. To odpowiedź m.in. na wytwory angielskiej klasycznej motoryzacji, słynące z wąsko rozstawionych kół. Ale przecież nie tylko na takie.
– W Niemczech w nasze podnośniki wyposażono zakład produkcji e-rowerów. 10 takich wspaniale sprawdza się podczas ich składania i wykorzystywania jako wybitnie mobilne środek transportu bliskiego – dodaje właściciel firmy PM-Tools.
Za każdym razem konstrukcja pozostaje stabilna, a możliwości niemałe przy znikomej (ok. 270-300 kg) masie podnośnika.
Rafał Dobrowolski
Fot. www.pmtools.pl
Komentarze (0)