Co zrobić z patologiami rozliczania szkód ubezpieczeniowych?
Nieoczekiwana batalia
Prawdopodobnie nie wszyscy są świadomi, że tuż przed okresem wakacyjnym nieoczekiwanie rozpoczęła się kolejna batalia o kształt rozliczeń szkód ubezpieczeniowych w Polsce. Środowisko motoryzacyjne tuż przed wakacjami przekonało część posłów, aby przy okazji planowanej nowelizacji ustaw ubezpieczeniowych dodatkowo wprowadzić takie zmiany zapisów, które mogłyby uleczyć dotkliwe dla branży patologie rynku napraw powypadkowych. Proponowane zmiany miałyby koncentrować się na dwóch zagadnieniach:
- ustawowym preferowaniu rozliczania szkód powypadkowych w oparciu o rachunki (faktury) za naprawę;
- wzmocnienia pozycji niezależnych rzeczoznawców jako podmiotu uprawnionego, przynajmniej na równi z ubezpieczycielami, do określania wysokości szkód.
Rozumiem intencje pomysłodawców, więcej – solidaryzuję się z ich celami – ale to nie zwalnia z zadania przeanalizowania szans na wprowadzenie proponowanych zmian do systemu prawnego.
Jaki będzie jej wynik?
Racjonalnie oceniając – na podstawie wieloletnich doświadczeń – poziom, skuteczność i koordynację działania dwóch lobby: motoryzacyjnego (o ile coś takiego w ogóle istnieje), i ubezpieczeniowego (a to istnieje z całą pewnością), nie popełni się prawdopodobnie błędu przewidując, że oba pomysły zostaną zablokowane lub „rozwodnione”. A czy to się stanie już w Sejmie, czy dopiero na etapie prac senackich, czy może przy okazji podpisu prezydenckiego lub drogą zaskarżenia albo zapytania do Trybunału Konstytucyjnego lub też metodą powszechnego ignorowania nowych zapisów w codziennej praktyce – to już odrębna sprawa. Ale czy takie pesymistyczne przewidywania mają oznaczać, że nie należy w tej sprawie nic robić? Wręcz przeciwnie. Tylko robić trzeba z głową (ustalając racjonalny cel), profesjonalnie (korzystając z zawodowych agencji lobbystycznych i prawników) i skutecznie (koordynując akcję całej branży). Ale po kolei.
Jak wygląda dziś likwidacja szkód komunikacyjnych w Polsce?
Z punktu widzenia legalnej branży motoryzacyjnej wygląda tak, że gorzej już być nie może. Znaczna część klientów wybiera rozliczenia gotówkowe z ubezpieczycielami, po czym dokonuje naprawy najtańszymi metodami – a rywalizacji o takiego klienta nie wygra legalnie działający warsztat. Poszkodowani, zwykle nie zdając sobie z tego sprawy, wychodzą z ubezpieczalni z za niskimi odszkodowaniami, bo mają np.: potrącany VAT, amortyzację w częściach (także w szkodach z OC!), “niedorobione” kosztorysy, szkody “naciągnięte” do tzw. “całkowitych” (“robi” im się “szkody całkowite” z OC już przy przekroczeniu 70% wartości auta) itd., itd., itd. Większość poszkodowanych ma niewielką wiedzę ubezpieczeniową, a staje oko w oko z przeszkolonym personelem firm ubezpieczeniowych, który działając zgodnie z precyzyjnie przygotowanymi procedurami przekona ich, że na wypłaconym odszkodowaniu jeszcze “zarobią”, tylko muszą dobrze “negocjować” z warsztatem, a jeśli odszkodowania nie starczy na naprawę, to znaczy, że warsztat ich próbuje “naciągać”. Uznawany bezkonfliktowo przez ubezpieczycieli poziom stawek roboczogodzin jest za niski, aby zapewnić rozsądną rentowność w nowoczesnym zakładzie, więc warsztaty za wszelką cenę szukają sposobów zrekompensowania sobie tej sytuacji przez “cięcie kosztów” (pracownicy bez ZUS, naprawy bez rachunków itd.) oraz przez “dorabianie” na częściach (a to już krok do naruszania etyki, gdy klient nie wie, “na czym” naprawdę wykonano naprawę, a nierzadko i naruszeń prawa – bo te wszystkie podejrzane części na szrotach kupują zwykle nie kierowcy, ale właśnie warsztatowcy).
Tymczasem ubezpieczyciele coraz skuteczniej – poniekąd słusznie – podcinają gałąź związaną z nierzetelnym “dorabianiem na częściach”, ale z drugiej strony wcale nie kwapią się do uznawania faktycznych, dużo wyższych kosztów robocizny (do podwyższania stawek rbh).
W tej sytuacji warsztaty blacharsko-lakiernicze wyspecjalizowane w samych naprawach ubezpieczeniowych, które byłyby dziś w dobrej kondycji finansowej to prawdziwa rzadkość – ewentualnie dotyczy to podmiotów, które maja w portfelu dużych klientów flotowych. Reszta “kombinuje” i “dorabia”, albo szuka nieformalnych “dojść” (obiekty zainteresowania to: pracownicy firm ubezpieczeniowych, policja, pomoce drogowe) coraz bardziej dryfując w kierunku szarej strefy. Oto obraz polskiego rynku ubezpieczeniowych napraw powypadkowych.
A dlaczego tak to wygląda?
Funkcjonuję w branży ponad 12 lat na wszystkich przecinających się tu płaszczyznach – moja firma dostarcza części zamienne, prowadzi agencję ubezpieczeniową, świadczy usługi likwidacyjne i rzeczoznawcze, współpracuje z rzeczoznawcami w Niemczech, wreszcie szkoli polskie warsztaty w zakresie prawa ubezpieczeniowego i cywilnego. Ponad tysiąc pracowników i właścicieli warsztatów i serwisów z całej Polski uczyło się u nas prawnych zasad rozliczania szkód, a osobiście prowadziłem w tym zespole wykłady nt. zasad likwidacji szkód w Niemczech i innych krajach europejskich. Co mogę powiedzieć patrząc na poruszane zagadnienie z takiej perspektywy? Że dziw bierze, ile niekorzystnych czynników zbiegło się na tym obszarze:
- dysproporcja sił pomiędzy dużymi wpływami branży ubezpieczeniowej, a słabymi ruchami konsumenckimi i skonfliktowanym środowiskiem motoryzacyjnym (przykład: znaczna część mediów nie opublikuje nic nieprzychylnego firmom ubezpieczeniowym, bo to ich ważny reklamodawca);
- niski poziom kultury prawnej społeczeństwa (jaki odsetek Czytelników może położyć na tym artykule wizytówkę swojego stałego prawnika?);
- niski poziom kultury technicznej i brak szacunku dla zasad prawnych (drzwi się kupi od handlarza na zamówienie “pod kolor”, prostowany drążek jakoś “wytrzyma”, a przegląd się “załatwi”);
- nieskuteczność państwa (nie zdziwiłbym się, gdyby na szrocie odkryto kiedyś rozparcelowane auto BORu);
- zapaść systemu sądowniczego (ubezpieczycielom opłaca się dokonywać bezprawnych potrąceń, bo 1% spraw, które po 2 latach znajdą swój finał w sądzie skonsumuje najwyżej kilka procent uzyskanych “oszczędności”)
- i wiele, wiele innych.
Co z tym zrobić?
Nie ma jednej prostej recepty, choć każdy marzy o nowej ustawie, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki uzdrowiłaby sytuację w branży. Tymczasem tylko wiele równolegle rozpoczętych działań, z których choćby część osiągnie z czasem sukces, może się przyczyniać do stopniowej poprawy sytuacji. Najważniejsze, aby rozpocząć ten marsz we właściwym kierunku, a nie odwrócić się zaraz na starcie w stronę ślepego zaułku. Przeanalizujmy tu krótko możliwości, a jeżeli będzie zainteresowanie Czytelników, rozwiniemy poszczególne tematy w następnych artykułach. Oczywiście szansa na sukces poszczególnych kroków jest więcej niż umiarkowana, a lobby ubezpieczeniowe będzie umiejętnie rozgrywało trzy swoje podstawowe argumenty:
- “proponowana zmiana” narusza (tu wymienić jakie) prawo,
- “proponowana zmiana” ogranicza prawa poszkodowanych do swobody wyboru,
- “proponowana zmiana” spowoduje wzrost wysokości składek ubezpieczeniowych.
Niezależni rzeczoznawcy? Zdecydowanie TAK!
W Polsce odszkodowanie oblicza ten, kto je wypłaca – patologia tkwi w samej istocie systemu. W Niemczech ze szkodą z OC można trafić do niezależnego rzeczoznawcy, który oblicza wysokość szkody i przedkłada w naszym imieniu wyliczenie ubezpieczycielowi (ten może je kwestionować, jeśli ma argumenty). Koszt pracy rzeczoznawcy (średnio 10% wartości szkody) pokrywa ubezpieczyciel! Z punktu widzenia zasad państwa prawa ubezpieczycielom w tej sprawie relatywnie najtrudniej będzie przedstawiać logiczne kontrargumenty.
Polisy ochrony prawnej? Zdecydowanie TAK!
W zakresie szkód z AC mocno rozpowszechnione w danym kraju ubezpieczenia ochrony prawnej mogą pełnić podobną rolę, jak prawo do formułowania rozliczeń z OC przez niezależnych rzeczoznawców.
Obowiązek rozliczeń na rachunki? Raczej nie.
Byłoby miło, ale to raczej niemożliwe. Wszelkie takie próby modyfikowania prawa ubezpieczeniowego podejmowane bez zmiany art.363 § 1 Kodeksu Cywilnego są delikatnie mówiąc mało sensowne (patrz ramka). Tymczasem zmiana Kodeksu Cywilnego wydaje się mało realna.
Ostre badania techniczne? Zdecydowanie TAK!
To dziedzina, w której ubezpieczycielom będzie trudniej o kontrargumenty. A można pomyśleć o systemie nawet bardzo restrykcyjnym, wprowadzonym przez odpowiednią modyfikacje prawa drogowego – na przykład w sprawie każdego samochodu uczestniczącego w jakiejkolwiek zarejestrowanej kolizji (policja na miejscu lub zgłoszenie wniosku o odszkodowanie itp.) byłyby do wyboru dwie opcje dalszego postępowania:
- albo naprawa samochodu w warsztacie udokumentowana fakturą VAT (z numerem NIP wykonawcy) i ewentualnie oddzielnym oświadczeniem warsztatu o usunięciu skutków kolizji,
- albo szczegółowe (i nietanie) badania techniczne, z pełnym pomiarem geometrii nadwozia (w tym pomiarów punktów bazowych itd.).
Hasła? Bezpieczeństwo. Odpowiedzialność.
Idea? Przy pomocy drogich i ostrych badań zniechęcać finansowo, formalnie i faktycznie do naprawiania aut bez faktur lub nie naprawiania w ogóle. Ale zniechęcać w imię bezpieczeństwa, to nie znaczy zabraniać – więc nie naruszamy wolności wyboru. Oczywiście widzę dziesiątki armat, jakie wytoczą przeciwnicy tej propozycji, ale to rozwiązanie daje się bronić, bo ma swoją wewnętrzną logikę. Skoro samochód ucierpiał w kolizji, choćby przez zadrapanie, to swobodna ocena właściciela ani opinia policjanta nie przesądzają faktycznej oceny stanu technicznego – od tego są diagności1 i przyrządy. Ale w razie wykonania naprawy w warsztacie odpowiedzialność – w rozumieniu cywilno-prawnym – za pełne usunięcie skutków kolizji spada na wykonawcę, którego można zidentyfikować (faktura, numer NIP).
Taki system odpowiedzialności “cywilnoprawnej” za wystawiane przez siebie dokumenty funkcjonuje na przykład w przepisach GVO 1400/2002 i jest bliski filozofii unijnych regulacji prawnych z ostatnich lat.
VAT w wypłatach kosztorysowych? Zdecydowanie TAK!
Wydaje się, że środowisko motoryzacyjne zupełnie przegapiło medialnie stanowisko Sądu Najwyższego wyrażone m.in. w wyroku V CKN 908/00 oraz w uchwale III CZP 68/01, skłaniające się zdecydowanie do interpretacji, że przy wypłatach kosztorysowych należałoby dopłacać klientom VAT. Czy słyszał ktoś o skardze na powszechne praktyki ubezpieczycieli zabierania VAT osobom prywatnym np. do Rzecznika Praw Obywatelskich? Działanie takiego rozwiązania byłoby pośrednie – firmy ubezpieczeniowe musząc dopłacac VAT straciłyby część zapału do rozliczeń kosztorysowych i prawdopodobnie w mniejszym stopniu forsowałyby je w swoich wewnętrznych procedurach i w kontaktach z poszkodowanymi.
Wyższe stawki rbh? Zdecydowanie TAK! Tylko jaką metodą!
Wymuszanie na ubezpieczycielach, aby płacili jakąś tam stawkę, bo “ja mam takie koszty” jest w gospodarce rynkowej podejściem, delikatnie mówiąc, troszkę naiwnym. Poza rolnikami nie ma grupy zawodowej w Europie, której udałoby się narzucić ten sposób myślenia reszcie społeczeństwa.
O wysokości stawki w Europie decyduje wolny rynek i trzeba jak najszybciej uszczuplić możliwości firm ubezpieczeniowych do narzucania wolnemu rynkowi własnych, wymyślonych „za biurkiem” stawek. A jak to zrobić? Nie wyliczeniami “minimum”, tylko statystyczną dokumentacją. Uchwała Sądu Najwyższego III CZP 32/03 odwołuje się do pojęcia “cen występujących na lokalnym rynku” i jest niezwykle zbieżna z linią sądowego orzecznictwa niemieckiego. Tylko, że w Polsce żadna niezależna instytucja (np. automobilklub, GUS, Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową lub tp.) nie zbiera w sposób statystycznie poprawny danych o stawkach, jakie warsztaty faktycznie stosują w poszczególnych regionach, na wolnym rynku – w naprawach innych niż ubezpieczeniowe. Gdyby taka dokumentacja powstała, to:
- można by opierać na niej (z podziałem na regiony) rozliczenia kosztorysowe;
- łatwiej byłoby wygrywać sprawy sądowe o wysokość stawek (choć i dziś to jest możliwie – patrz ramka 2).
Wzrost świadomości prawnej? Oczywiście TAK!
Długofalowo nie ma ważniejszej aktywności środowiska. Szkolenia tego typu, pozwalające i warsztatom, i serwisom, i poszkodowanym lepiej bronić swoich praw (uprawnienia, wysokość kosztorysu, terminy rozliczeń, odsetki, utrata wartości handlowej, auto zastępcze, itd. itd.) prowadzi w Polsce kilka ośrodków – ze swojej strony zapraszam na szkolenia Sekcji Ubezpieczeń MULTI-EXPERT – Fundacji Upowszechniania Kultury Prawnej i Technicznej oraz Wiedzy o Wolnym Rynku w Polsce i w Europie, dla której prowadzenie takiej aktywności jest głównym celem statutowym. Zapraszamy – terminy najbliższych szkoleń na stronie:
www.expert.org.pl
Adrian R. Sklorz - AUTO-ELEMENTS (www.element.com.pl) Analityk Fundacji MULTI-EXPERT
Komentarze (0)