Wydarzenia

ponad rok temu  28.05.2013, ~ Administrator - ,   Czas czytania 7 minut

MULTI-EXPERT

komentuje

“Szkoda całkowita” w rozliczeniach ubezpieczeniowych

Co to jest “szkoda całkowita”
Typowa likwidacja szkody komunikacyjnej polega na pokryciu kosztów naprawy samochodu. Odszkodowanie jest wyznaczane wtedy jako kwota, która jest wystarczająca do wykonania odpowiedniej naprawy powypadkowej.
Jednakże zapis art. 363 par.1 Kodeksu cywilnego przewiduje sytuację, gdy “przywrócenie stanu poprzedniego” pociągałoby za sobą ”nadmierne trudności i koszty” i zezwala w takim przypadku na ograniczenie roszczenia poszkodowanego do “świadczenia w pieniądzu”.
Kiedy trudności i koszty są “nadmierne”? I jak wyznaczyć wtedy “świadczenie w pieniądzu”? Tego już w Kodeksie cywilnym nie podano, więc pojawia się szerokie pole do dalszych spekulacji i dowolności.

Jak się liczy “szkodę całkowitą”
Przyjęła się powszechnie taka zasada, że przy tzw. szkodzie całkowitej odszkodowania wyznaczamy jako “ubytek majątku poszkodowanego” rozumiany w taki sposób, że jest to różnica między wartością samochodu (wartością rynkową tuż przed szkodą), a wartością pozostałości (tj. wartością wraku po wypadku).

Dlaczego w Polsce firmy ubezpieczeniowe “lubią” tę metodę
Ponieważ pozwala ona dość swobodnie regulować wysokością odszkodowania. Weźmy np. samochód o faktycznej wartości 20 tys. zł, którego naprawa po wypadku realnie musiałaby kosztować np. 14 tys. złotych. Firma ubezpieczeniowa “uznaje”, że auto było warte przed wypadkiem 18 tys. zł (10 proc. zaniżenia jest normą), natomiast pozostałości wycenia arbitralnie na np. 11 tys. zł. Do wypłaty pozostaje 18 tys. zł minus 11 tys. zł, czyli 7 tys. zł, tj. 50 proc. oszczędności. Przy tym o ile koszt naprawy można szczegółowo analizować – “element po elemencie”, używając oprogramowania Audatex lub Eurotax, o tyle tu dyskusja o “wartościach” jest bardzo trudna i zwłaszcza w sprawie “pozostałości” kończy się co najwyżej długimi i niewygodnymi sporami z udziałem biegłych.

“Szkoda całkowita” przy AC
Tu warunki zaistnienia “nadmiernych” trudności ustalają OWU (Ogólne Warunki Ubezpieczeń) danej polisy. Najczęściej liczy się koszt naprawy, stosując wtedy (o dziwo) wysokie stawki rbg z ASO i dodaje jeszcze VAT (też “o dziwo”), a jeśli przekroczy to pułap 70 proc. wartości auta – przechodzi na rozliczenie metodą “szkody całkowitej”. Może niekorzystne dla poszkodowanych, ale przynajmniej jasne.

“Szkoda całkowita” przy OC
Przy OC nie ma żadnych “OWU” – rolę tę pełni Kodeks cywilny i jego sądowe interpretacje. Polskie orzecznictwo do tej pory przyjmowało z reguły przy OC pułap 100 proc. wartości auta jako poziom, którego ewentualne przekroczenie dopiero uzasadniało przy OC “przejście” na metodę “szkody całkowitej”. Dla informacji – w Niemczech ta granica jest położona wyżej i uznaje się przy OC koszty faktycznej naprawy auta po wypadku z OC do wysokości 130 proc. wartości auta.
Ale i te 100 proc. to było polskim firmom ubezpieczeniowym nie dość satysfakcjonujące i coraz więcej z nich zaczynało stosować “prawem kaduka” przy OC limit 70 proc. zaczerpnięty z AC, dążąc tym sposobem do rozliczania jak największej liczby spraw metodą “szkody całkowitej”.

“Szkoda całkowita”, Rzecznik Ubezpieczonych i Sąd Najwyższy
Kwestie tę próbował rozwiązać Rzecznik Ubezpieczonych i zwrócił się w 2005 roku z zapytaniem prawnym do Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy wprawdzie odmówił w 2006 roku z przyczyn “formalnoprawnych” przyjęcia uchwały w tej prawie, tym niemniej w swoim uzasadnieniu potwierdził bezdyskusyjnie, że w ramach polskiego systemy prawnego za limit “szkody całkowitej” w OC należy przyjmować 100% wartości auta. Ww. stanowisko Sądu Najwyższego umieszczone jest na stronie internetowej Rzecznika Ubezpieczonych – www.rzu.gov.pl
Dobre i to. Przynajmniej tyle udało się uratować dla poszkodowanych przed zakusami firm ubezpieczeniowych.
Co ważne i Fundacja nie była bezczynna w tej tak ważnej dla środowiska sprawie. Poniżej zamieszczamy odpis pisma, jakie 19 sierpnia ub.r. ze swojej strony do Sądu Najwyższego w sprawie “szkody całkowitej” wystosowała Sekcja Ubezpieczeń Fundacji Multi-Expert:

Sędzia SN Jacek Gudowski
Przewodniczący Wydziału III Cywilnego
Sądu Najwyższego
pl.Krasińskich 2/4/6
00-951 Warszawa


dotyczy: sprawy sygn.III CZP 76/05
(wniosek Rzecznika Ubezpieczonych o wyjaśnienie wątpliwości prawnej)
Pod ww. sygnaturą przechowywane są akta sprawy zgłoszonej z wniosku Rzecznika Ubezpieczonych o wyjaśnienie wątpliwości prawnej co do procentowej wysokości górnej granicy szkody komunikacyjnej z ubezpieczenia OC, której faktyczne lub hipotetyczne przekroczenie upoważniałaby zakład ubezpieczeń do odmowy pokrycia pełnych kosztów naprawy uszkodzonego samochodu i pozwalało na wypłacenie w to miejsce odszkodowania o niższej wysokości obliczonego metodą tzw. szkody całkowitej (jest to różnica pomiędzy hipotetyczną wartością pojazdu przed szkodą i hipotetyczną wartością tzw. “pozostałości” po szkodzie).

Fundacja MULTI-EXPERT, realizując swoje cele statutowe, zwraca się z prośbą o uwzględnienie w toku rozpoznania sprawy przez Sąd Najwyższy załączonego tu raportu niemieckiego eksperta Wolf-ganga Wernera Ihle, którego treść była prezentowana w latach 2002-2004 podczas ogólnopolskich szkoleń z zakresu metod likwidacji szkód komunikacyjnych w Polsce i w Europie, obejmujących ponad tysiąc przedstawicieli branży ubezpieczeniowej i motoryzacyjnej, oraz z prośbą o zapoznanie się z argumentacją przekazaną niżej w piśmie.

Stanowisko
Mimo że likwidacje szkód z ubezpieczenia OC w pojazdach oparte są o przepisy art.363 §1 KC, to w ich toku zakłady ubezpieczeniowe często wywodzą z zawartego tam zapisu o “nadmiernych trudnościach lub kosztach” swoje prawo do arbitralnego ustalania pewnej, sztywnej (wyrażonej procentowo w stosunku do wartości samochodu sprzed wypadku) granicy kosztów naprawy, powyżej której, ich zdaniem, usprawiedliwione jest obliczenie przez zakład odszkodowania wyłącznie metodą “szkody całkowitej”, bez pokrywania faktycznych lub hipotetycznych kosztów naprawy. Stosowane przy tym procedury, techniki obliczeniowe, narzędzia i narzucane “granice opłacalności” (najczęściej 70%) są czerpane z procedur oraz z OWU stosowanych w tych firmach dla ubezpieczeń Auto-Casco – do czego nie ma uzasadnienia prawnego w przypadku ubezpieczeń z OC.

Teza 1: Czym niższa granica procentowa “opłacalności” naprawy dla szkód z OC zostanie ustalona (utrwalona) w polskim orzecznictwie sądowym, tym większe korzyści ekonomiczne odniosą zakłady ubezpieczeń. Szczególnie niekorzystna sytuacja dla poszkodowanych powstałaby, gdyby taka “granica” w Polsce miała być niższa niż 100% wartości samochodu sprzed wypadku.

Uzasadnienie tezy 1: Firmy ubezpieczeniowe są ekonomicznie zainteresowane, aby poprowadzić procedurę likwidacji materialnych szkód komunikacyjnych o większych rozmiarach w sposób uzasadniający zastosowanie modelu obliczeniowego wg tzw. szkody całkowitej. Wynika to z faktu, iż w toku likwidacji metodą “szkody całkowitej” dwa parametry ekonomiczne używane w matematycznym modelu obliczeniowym do wyznaczenia odszkodowania (tj. hipotetyczna wartość pojazdu przed szkodą i hipotetyczna wartość tzw. pozostałości po szkodzie) są na tyle niejednoznaczne (wartość pojazdu jest “niedookreślona” w granicach kilkunastu procent, a wartość pozostałości nawet w granicach kilkudziesięciu procent), że pozwala to zakładom ubezpieczeń ustalać ich wartość w sposób dla siebie korzystny (zaniżana jest wartość samochodu, a zawyżana wartość pozostałości) i w rezultacie uzyskać odpowiednie zmniejszenia wysokości wypłacanych odszkodowań. Tymczasem, przy ustalaniu kosztów naprawy w oparciu o zunifikowane systemy eksperckie “Audatex” i “Eurotax”, a tym bardziej przy refundowaniu faktycznie poniesionych wydatków udokumentowanych rachunkami, zakłady ubezpieczeniowe takiej swobody interpretacyjnej nie mają.
Uzasadnianie a priori tzw. nieekonomiczności naprawy polega na wykonaniu przez zakład ubezpieczeń specjalnego kosztorysu “wstępnego”, w którym przyjmowana jest najwyższa możliwa stawka roboczogodziny charakterystyczna wyłącznie dla ASO, przyjmowane najdroższe części oryginalne serwisowe, a do całości dodawany jest podatek VAT – czyli postępuje się inaczej niż w kosztorysie “standardowym”. Jeżeli tak ustalony koszt naprawy z “wstępnego” kosztorysu przekracza arbitralną granicę procentową (np.70 proc.), wtedy informuje się poszkodowanego z OC o rzekomej konieczności zastosowania metody “szkody całkowitej”, wylicza tą metodą odpowiednio niższe odszkodowanie i proponuje je poszkodowanemu jako ostateczne rozliczenie szkody.
Gdyby SN uznał, że taka “granica opłacalności” dla OC istnieje i, wzorem szkód w dobrowolnie zawieranych ubezpieczeniach Auto-Casco, faktycznie może mieć wartość nawet niższą niż 100% wartości samochodu, to wtedy zakłady ubezpieczeń będą mogły odpowiednio jeszcze łatwiej i bardziej masowo doprowadzać przy pomocy opisanej tu techniki obliczeniowej do likwidacji znacznego odsetka szkód metodą “szkody całkowitej”.

Teza 2: W szkodach z OC granica taka może być nawet wyższa niż 100% – istnieje kraj (lub kraje) na terenie Unii Europejskiej, gdzie w szkodach z OC zakład ubezpieczeń zobowiązany jest pokryć koszty faktycznej naprawy pojazdu do wysokości 130% jego wartości sprzed szkody, a podejście takie ma uzasadnienie logiczne i utrwaloną tradycję.

Uzasadnienie tezy 2: Informacja taka wraz z uzasadnieniem wynika z opracowania eksperta Wolfganga Wernera Ihle, którego kopię tu załączono (patrz strony 8 i 16 z fragmentami zaznaczonymi kolorem czerwonym). Z zawartych tam informacji wynika, że w toku kształtującego się przez wiele lat orzecznictwa niemieckiego sądy uznały tam za wskazane, by w pewnych granicach (tam +30 proc.) wyceniać i uznawać ewentualne “przywiązanie” właścicieli do swoich pojazdów.
Skoro szkoda nastąpiła nie z ich winy, to w rozsądnym zakresie należy uznać ich prawo do naprawy tego konkretnego egzemplarza samochodu, który był ich własnością, w celu przywrócenia go stanu poprzedniego – nawet kosztem łącznych nakładów nieco wyższych niż wartość pojazdu sprzed szkody. Wymuszanie przez ubezpieczyciela OC, poprzez zastosowanie metody “szkody całkowitej”, by właściciel zmienił pojazd na równorzędny, ale inny, jest w pewnym sensie dodatkową szkodą w sferze niematerialnej, której poszkodowany nie zawinił, a którą ponosi. Stąd w przypadku, gdy poszkodowany z OC faktycznie naprawia pojazd i udokumentuje to fakturami, to w orzecznictwie niemieckim utrwalił się pogląd, że zakład ubezpieczeniowy jest zobowiązany pokrywać te koszty do granicy wynoszącej 130% wartości pojazdu sprzed szkody.

Pogląd taki na gruncie cywilnego prawa polskiego wydaje się zasługiwać przynajmniej na rozważenie.

Adrian R. Sklorz - AUTO-ELEMENTS
(www.element.com.pl)
Analityk Fundacji MULTI-EXPERT
B1 - prenumerata NW podstrony

Komentarze (0)

dodaj komentarz
    Nie ma jeszcze komentarzy...
do góry strony