Urbanizacja i związana z nią dalsza popularyzacja parkingów podziemnych wymuszają stosowanie tego typu pojazdów
III Targi Polska Pomoc Drogowa Hol-Expo, które odbyły się pod koniec października br., były papierkiem lakmusowym, badającym stan pomocy drogowych po trudnym okresie pierwszej fali koronawirusa. Branża poradziła sobie dobrze, a nawet udało się jej osiągnąć znaczący sukces, jakim było wywalczenie wzrostu stawek za usługi assistance. Optymistyczne nastroje widać było również na stoiskach wystawców i w prezentowanej na nich ofercie.
Ostatnie 5-6 lat pokazuje ogromny cywilizacyjny postęp polskich firm pomocy drogowych. Daje się zauważyć coraz większą przepaść pomiędzy firmami świadczącymi usługi profesjonalnie i tak zwanymi laweciarzami. Ci ostatni nadal wierzą w łut szczęścia, stale przeładowując swoje pojazdy – nawet na oczach policji czy ITD. Nadal też poszukują najtańszych rozwiązań, aby jak najwięcej pieniędzy pozostało w kieszeni, bez oglądania się na prawo czy bezpieczeństwo. Na szczęście targi Hol-Expo nie były dla nich. Na stoiskach trudno było znaleźć pojazdy o dopuszczalnej masie całkowitej wynoszącej 3,5 t. Wyjątkiem były małe holowniki na bazie pojazdów typu pick-up. To drugi zauważalny trend.
Małe holowniki stają się niezbędne w mniejszych miastach. Rozwój budownictwa mieszkaniowego i handlowego coraz częściej wiąże się z budową podziemnych parkingów. Deweloperzy wyciskają z każdego metra kwadratowego działki, ile się da, ale ich klienci oczekują, że nie zabraknie miejsca na samochody. Jedyną opcją są często podziemne parkingi. Panująca w nich ciasnota wyklucza użycie klasycznych samochodów pomocy drogowej – to raj dla małych holowników. Także na powierzchni w centrach miast coraz trudniej operować autolawetą z uwagi na tak zwaną „małą architekturę”.
Niejako po przeciwnej stronie bieguna rośnie zainteresowanie naczepami do transportu ciężarówek i autobusów. Na Hol-Expo pojawił się kolejny importer tego typu sprzętu. To oznacza, że polskie firmy pomocy drogowej dostrzegły zalety tego rozwiązania – na Zachodzie znanego od wielu lat. Dawniej był to sprzęt cenowo niedostępny, dziś, gdy polskie firmy transportu międzynarodowego są liderem w UE, stało się to standardem. Koszty napraw powypadkowych w Polsce są jeszcze na tyle niskie, że nadal opłaca się sprowadzić uszkodzony za granicą pojazd do macierzystej bazy i remontować go za złotówki. Bez specjalistycznych naczep jest to zadanie kosztowne i uciążliwe.
Duży ruch można też zauważyć w sektorze przyczep-lawet. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że zostaną one wyparte przez autolawety lub zainteresowanie nimi będą przejawiali co najwyżej wspomniani laweciarze. Okazuje się jednak, że jest miejsce na topowe, bogato wykonane produkty. Zainteresowanie nimi płynie z kilku kierunków. Coraz częściej kupują je posiadacze pojazdów zabytkowych, sportowych, firmy świadczące ekskluzywne usługi z zakresu pielęgnacji, renowacji czy tuningu. W tym przypadku ładunek wielokrotnie przewyższa wartością przewożącą go przyczepę, więc ta ostatnia nie może być wykonana byle jak. Poza tym dobrej jakości przyczepa ma właściwości wizerunkowe. Dlaczego nie autolaweta? Przyczyna jest prosta. Tego typu pojazdy nie są używane intensywnie, ale za to najczęściej przez kierowcę, właściciela cennego ładunku. Z kolei w firmach pomocy drogowej stanowią rozbudowę floty, od której nie mogą odbiegać jakościowo.
Kolejnym wyróżniającym się trendem są pojazdy pomocy drogowej o dużej masie własnej i szerokim spektrum możliwości. Przyczyn tego trendu należy upatrywać w ogólnogospodarczych problemach naszego kraju. Wiele firm transportowych i pomocy drogowych po latach rozbudowy floty zderzyło się z brakami kadrowymi. Nawet świetnie radzące sobie podmioty mają trudności w znalezieniu wykwalifikowanych kierowców. Firmy zamiast się rozwijać, coraz częściej redukują flotę – w innych rośnie liczba bezrobotnych ciężarówek stojących pod przysłowiowym płotem. Co ciekawe, nie brakuje zleceń, poprawił się przepływ płatności, ale brak ludzi spowodował, że zmianom musi ulegać struktura floty. Do niedawna wiele pomocy drogowych dysponowało kilkoma pojazdami do różnych zadań. Obecnie coraz częściej starają się zoptymalizować wielkość floty przy jednoczesnej rozbudowie jej potencjału. Stąd widoczne nie tylko na Hol-Expo autolawety o dużej dmc, wyposażone w wydajne żurawie hydrauliczne i o ładowności pozwalającej przewozić także maszyny budowlane czy wózki widłowe. Owszem, eksploatacja takiego pojazdu jest droższa, ale tańsza niż koszty utrzymania kolejnego pracownika, którego... i tak nie ma. Natomiast aby utrzymać zatrudnioną już kadrę, właściciele autolawet nie szczędzą środków na podnoszenie poziomu wyposażenia w stronę komfortu pracy szofera.
Jak rozwiną się te trendy? Trudno powiedzieć. Z pewnością w jakimś momencie nastąpi nasycenie rynku. Jednak dopóki budownictwo i transport rozwijają się, jest jeszcze sporo do zrobienia. Polskie społeczeństwo bogaci się, co widać po coraz droższych samochodach na ulicach, które w razie potrzeby trzeba będzie przetransportować – na pewno nie byle czym. Wydaje się, że koszty pracy i brak pracowników będą największym czynnikiem moderującym tę branżę – stąd niedawna zapowiedź jednego z koncernów motoryzacyjnych, który poinformował o budowie holownika ze zdalnym sterowaniem. Czyżby kolejny trend? Przekonamy się wkrótce.
Grzegorz Teperek
Komentarze (0)