Lakiernictwo i blacharstwo

ponad rok temu  28.05.2013, ~ Administrator - ,   Czas czytania 5

Prawdy i mity

na temat „wody”

Co pół roku mamy jakościową zmianę nowej technologii, więc zaległości coraz trudniej nadrobić.


Mimo że od wprowadzenia w życie przepisów ograniczających emisję lotnych związków organicznych (LZO) z wyrobów lakierniczych minęło już sporo czasu, to zapisy ustawy i ich interpretacja nadal budzi ożywione dyskusje. Wciąż nie brak głosów, że tak naprawdę zmieniło się bardzo niewiele. Brak przepisów wykonawczych do rozporządzenia wprowadzającego w życie dyrektywę to jedno. Nie jest też tajemnicą, że niechętnych wprowadzaniu nowych technologii lakierników wspierają... producenci i dystrybutorzy.



- Aby nie stracić intratnego kawałka tortu, wiele nawet dużych i poważnych firm wciąż sprzedaje komponenty do mieszalników rozcieńczalnikowych lakierów bazowych – zauważa Łukasz Kelar, dyrektor Działu Szkoleń NOVOL Sp. z o.o.
- Niewielcy producenci czy dystrybutorzy tanich wyrobów “Made In EU” wciąż sprzedają nawet lakiery bezbarwne o 50 proc. przekraczające dopuszczalną zawartość LZO – dodaje.

Sprawdzoną metodą wprowadzania do handlu takich produktów jest wykorzystanie definicji “farby wykończeniowej z efektami specjalnymi”, które przeznaczone są do stosowania jako jednowarstwowe powłoki nawierzchniowe. Na potrzeby nowych przepisów ustawodawca wprowadził tabelę, która określa normę LZO dla pięciu kategorii produktów lakierniczych.

- Normy określono dla poszczególnych produktów w stanie gotowym do użycia, ale jeśli sprzedawcom uda się tylko zakwalifikować bazę, lakier nawierzchniowy lub lakier bezbarwny do grupy “piątej”, czyli do farb wykończeniowych z efektami specjalnymi, które mają najwyższy pułap szkodliwych substancji (840 g/l ), to może bez problemów sprzedawać towary oferowane przed wejściem w życie dyrektywy – zauważa anonimowy pracownik jednej z firm lakierniczych.

- Nasuwa się pytanie: po co wprowadzono punkt 5? Odpowiedź jest prosta. Są to produkty o specjalnych właściwościach lub efektach i aby je osiągnąć trzeba sięgnąć do starych technologii, bo te spełniające wymagania dyrektywy, nie pozwalają na osiągnięcie tych właściwości lub takich efektów – dodaje.
Niuanse związane z interpretacją ustawy to tylko jedna z barier dla ekologicznej polityki firm lakierniczych. Fakt, że środowisko lakierników odebrało “wodę” z mieszanymi uczuciami, a w skrajnych przypadkach odrzuca ją zupełnie, powinien zastanawiać. Skąd taka postawa? Mity na temat nowej technologii daje się usłyszeć podczas szkoleń, jakie organizują dla swych starych i nowych klientów firmy lakiernicze. Warto dementować te najczęściej się powtarzające, bo co do jednego są zgodni wszyscy, którzy mieli już okazję przejść na “wodę” – nic tak nie działa na szkodę branży, jak “bajki na temat nowej technologii”. Czego obawiają się małe warsztaty niechętne stosowaniu baz wodorozcieńczalnych? Poniżej kilka mitów związanych z tymi wyrobami, których kłamliwość dementują znawcy tematu.
1.) Niezbędne są olbrzymie inwestycje na zmianę technologii.
- Bzdura. Każdy normalnie wyposażony warsztat może bez problemu lakierować wyrobami wodorozcieńczalnymi – zapewnia Łukasz Kelar, dyrektor Działu Szkoleń NOVOL Sp. z o.o.
- Oczywiście, nie dotyczy to garażu bez wentylacji, z kompresorem służącym pierwotnie do pompowania kół samochodowych i chińską podróbką pistoletu lakierniczego za 100 zł. Ale w takich warunkach nie powinno się lakierować niczym, nie tylko “wodą”.

2.) Bazy wodne bardzo wolno wysychają, co znacznie wydłuża czas naprawy.
- Rzeczywiście, starsze generacje baz wodnych wysychały dużo wolniej niż ich rozcieńczalnikowe odpowiedniki – zauważa Łukasz Kelar. - Współczesne, nowe produkty wodorozcieńczalne prawie nie różnią się pod tym względem od rozcieńczalnikowych, a dzięki znacznie wyższej sile krycia pozwalają na nakładanie mniejszej ilości warstw niż lakiery konwencjonalne, więc całkowity czas lakierowania jest krótszy, a nie dłuższy!

3.) Bazy wodne znacznie trudniej się dobarwia i koryguje niż wyroby rozcieńczalnikowe.
- Faktycznie, bazy wodne bardzo mocno zmieniają kolor podczas wysychania i nie ma możliwości oceny koloru bez wykonania natrysku próbnego. Przy systemach tradycyjnych dobry kolorysta wszystkie operacje przeprowadzał “na mokro”, tylko na koniec robiąc natrysk próbny lakieru – potwierdza jedną z obaw Łukasz Kelar.

4.) Kolorystyka baz wodnych jest dużo gorsza niż rozcieńczalnikowych.
- Bzdura, bo kolorystyka systemu nie zależy od bazy, na jakiej został opracowany – prostuje Łukasz Kelar. - Biorąc pod uwagę fakt, że od wielu lat samochody fabrycznie lakierowane są wyłącznie bazami wodnymi, to właśnie lakierem wodnym łatwiej jest lakiernikowi odtworzyć oryginalny kolor auta niż bazą rozcieńczalnikową.

5.) Lakierowanie “wodą” jest dużo droższe niż lakierem rozcieńczalnikowym.
- Owszem cena pojemników z “wodą” jest o kilka złotych wyższa niż tych konwencjonalnych, ale musimy zdać sobie sprawę, że rynkowa cena polakierowania jednego tylko elementu to kilkaset złotych, więc udział “wody” w koszcie robocizny jest mikroskopijny; poza tym ich zużycie jest mniejsze ze względu na dużo lepsze krycie, więc sumaryczne koszty lakierowania są bardzo podobne – zauważa Marcin Masikowski, technik zajmujący się szkoleniami w firmie Standox.

6.) Nowe lakiery wymagają nowego podejścia i po prostu trudno przejść na “wodę” w krótkim czasie.
- Prawdziwym problemem dla branży jest słabość systemu kształcenia zawodowego – zauważa Marcin Masikowski.
- Dołek w jakim znalazło się szkolnictwo zawodowe odczuwamy coraz częściej podczas szkoleń, jakie organizujemy dla branży. Sporo lakierników wyjechało do pracy za granicę i nawet musieliśmy ostatnio zweryfikować nasze programy, bo coraz częściej mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy praktycznie “z łapanki” znaleźli się w zawodzie. Musimy ich uczuć nieraz podstaw zawodu, więc każdy dzień zwłoki z decyzją przejścia na “wodę” oznacza stratę, którą będzie ciężko odrobić. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, gdy przyjdzie właścicielowi przyuczyć nagle do “wody” kilku ludzi, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia dziś, a przecież postęp technologiczny w tym zakresie jest ogromny i praktycznie co pół roku mamy jakościową zmianę. Zaległości sprzed pół roku będzie bardzo ciężko nadrobić. 2-dniowe szkolenia czasem już po prostu nie wystarczają, a na 3-dniowe nie ma chętnych, bo to oznacza przestój w firmie, więc koło się zamyka. Kto odsuwa decyzję o przejściu na “wodę”, ten powiększa dystans do czołówki najlepszych firm – dodaje M. Masikowski.

Rafał Dobrowolski
B1 - prenumerata NW podstrony

Komentarze (0)

dodaj komentarz
    Nie ma jeszcze komentarzy...
do góry strony