Chyba nikt chociaż trochę interesujący się motoryzacją nie zaprzeczy, że samochody zabytkowe przeżywają obecnie swoją drugą młodość. Auta, które jeszcze 10 lat temu rdzewiały w starych stodołach czy na złomowiskach, dziś często warte są dziesiątki tysięcy euro.
Gwałtowny wzrost wartości oldtimerów spowodował, że aktualnie inwestycja w zabytkowe samochody jest uznawana za jedną z najbezpieczniejszych i najbardziej dochodowych lokat pieniędzy. Potencjał tego rynku widać w telewizji – oprócz znanych od ponad 10 lat „Fanów czterech kółek” na Discovery Channel czy TVN Turbo można oglądać już kilkanaście innych programów poświęconych oldtimerom, w tym również rodzimej produkcji „Retroreanimację” oraz „Samochód marzeń: kup i zrób”. Na rynku prasowym dostępny jest „Automobilista”, „Auto Świat Classic” oraz „Classic Auto”. Ale najbardziej potencjał tego rynku pozwala docenić wizyta na Techno Classica w Essen – największych na świecie targach poświęconych zabytkowej motoryzacji. W 2015 roku, na powierzchni 120.000 m2, wystawionych było kilka tysięcy samochodów o szacunkowej wartości 1.300.000.000 euro. Tak – nie pomyliła mi się liczba zer – 1,3 miliarda euro! Dla porównania, nawet największe współczesne salony samochodowe (Frankfurt czy Genewa) gromadzą auta za zaledwie 100 milionów euro i to wraz z „bezcennymi” prototypami czy służącymi do dekoracji autami Formuły 1.
Rynek oldtimerów można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to najdroższe pojazdy kolekcjonerskie – unikalne Bugatti, Ferrari, Maserati, Astony Martiny, przedwojenne Rolls Royce’y czy Mercedesy – czyli samochody sprzedawane na aukcjach podobnie jak obrazy wielkich mistrzów – i czasami w podobnych cenach jak płótna Van Gogha czy Rembrandta. Tutaj egzemplarze do renowacji trafiają się już niezmiernie rzadko, poza tym wielu właścicieli woli pozostawiać je w oryginalnym stanie, nawet jeśli wygląda on dość opłakanie. Z drugiej strony, na ulicach Dubaju nietrudno zobaczyć szejka, np. w wartym wiele milionów euro Ferrari 250 GT California (które służy za normalne auto do codziennej eksploatacji), w stanie technicznym lepszym niż gdy opuszczało fabrykę w latach 60.
Druga grupa to olbrzymia liczba samochodów o wartości dostępnej nie tylko dla szejków arabskich i rosyjskich oligarchów. Tu w Europie królują angielskie kabriolety z lat 60. i 70. (MG, Triumphy, Jaguary, Austiny Healey), wszystkie modele Porsche (oczywiście na czele z osiągającym coraz bardziej zawrotne ceny modelem 911), wiele modeli Mercedesa, nieśmiertelne VW Garbusy i „ogórki”. Lokalnie w wielu krajach popularne są też rodzime konstrukcje, np. we Włoszech Fiaty 500 czy Alfy Romeo, w Skandynawii Volvo i Saaby, francuzi kochają swoje 2CV i Renault 4 itp. Renowacja tych samochodów to już olbrzymi biznes, każdy projekt to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro na części zamienne, materiały lakiernicze oraz robociznę. W Polsce jest już kilkadziesiąt warsztatów specjalizujących się w takich remontach, zaczyna się tym segmentem rynku interesować również coraz więcej „normalnych” lakierni renowacyjnych. Na jednym zabytku można zarobić więcej niż na kilkudziesięciu zwykłych naprawach, w dodatku bez presji czasu i użerania się z firmami ubezpieczeniowymi. Wreszcie trzecia część rynku, czyli tzw. youngtimery, czyli samochody dopiero czekające w kolejce, żeby stać się pełnoprawnymi oldtimerami. Jesteśmy już raczej w latach 80., a najtrudniejsza decyzja przy zakupie auta do renowacji to odróżnienie, co warte jest inwestycji i może stać się zabytkiem, a co jest zwykłym złomem. Należy pamiętać, że największe koszty odnowienia samochodu (robocizna, materiały lakiernicze, odnowienie chromów, nowa tapicerka itp.) są bardzo zbliżone do siebie, bez różnicy, czy gotowe auto będzie warte 10, czy 100 tysięcy euro. Jedyna różnica to zazwyczaj części zamienne, bo błotnik do Malucha kosztuje 50 PLN, a do Porsche 911 – 2000 euro.
Kwestią czasu było, kiedy wraz z rosnącym gwałtownie sektorem usług renowacyjnych pojawi się dostawca specjalistycznych materiałów lakierniczych służących do takich napraw. Przez wiele lat warsztaty naprawiające oldtimery stosowały te same, zwykłe podkłady czy lakiery, jakich używały do powypadkowych napraw współczesnych aut. A przecież 50-letnia, zazwyczaj silnie pordzewiała karoseria wymaga kompletnie innego podejścia i produktów niż uszkodzony, nowy samochód. Potrzeby rynku jako pierwszy zauważył rodzimy producent, wprowadzając w 2013 roku na rynek linię produktów NOVOL for Classic Car. To nie tylko cały zestaw materiałów, ale też technologia pozwalająca na kompleksowe odrestaurowanie karoserii samochodu. Już pierwsze 2 lata na rynku pokazały, że był to strzał w dziesiątkę.
Tylko w Polsce w 2015 roku w kompleksowej technologii NfCC odrestaurowano ponad 1000 samochodów. Korzystają z niej zarówno duże, wyspecjalizowane wyłącznie w renowacji zabytków firmy, jak np. znana w całej Europie, specjalizująca się w kompleksowej odbudowie Mercedesów 190SL oraz 300SL, firma Auto Stodoła, jak i mniejsze warsztaty, dla których oldtimery są tylko dodatkowym źródłem dochodów lub – równie często – hobby właściciela. Działania te zostały także docenione podczas targów Techno Classica w Essen (kwiecień 2015), gdzie została podpisana umowa partnerska pomiędzy międzynarodową federacją pojazdów zabytkowych FIVA (Fédération Internationale des Véhicules Anciens) a firmą NOVOL. Celem umowy jest współdziałanie na rzecz prawidłowego i optymalnego procesu renowacji pojazdów zabytkowych. FIVA jako największa organizacja zrzeszająca krajowe związki motoryzacyjne, jak i kluby, ma swoim działaniem chronić dziedzictwo motoryzacyjne. Wspólne działania mają odbywać się na płaszczyźnie szkoleniowej oraz promocyjnej.
Komentarze (0)