Najbardziej dynamicznym rynkiem nie są oldtimery a youngtimery. Przybywa kolekcjonerów, a co za tym idzie ilość zleceń renowacyjnych. Tu Ferrari 275 GTB/C
Terminy przyjęcia na warsztat pojazdu do gruntownej renowacji są coraz odleglejsze. To nie chwilowa moda, skoro eventy dedykowane pasjonatom motoryzacji w klasycznym wydaniu zdają się coraz wyraźniej odciskać w pamięci przywykłych dotąd do premierowych odsłon najnowszych produktów przemysłu motoryzacyjnego.
Nie trzeba specjalnie szukać dowodów, że rynek klasycznej motoryzacji w Polsce można pod wieloma względami uznać za dojrzały już dziś, a na pewno za wybitnie obiecujący… jutro. Dojrzały, acz wyraźnie odmłodzony, gdy pomyśleć o zmianie warty pośród pasjonatów. O czym mowa?
– Na dzień dzisiejszy największym zainteresowaniem cieszą się samochody z lat 60.-70., mercedesy czy porsche – dowodzi Marcin Obara, product manager linii Novol for Classic Car. – Oczywiście silnie rośnie rynek tzw. youngtimerów, a jednocześnie największe straty od 12 miesięcy ponieśli handlarze i kolekcjonerzy samochodów przedwojennych. Można powiedzieć, że rynek aut sprzed 45. roku stoi od kilku miesięcy i nic się nie zmienia. Jedną z przyczyn jest zmiana profilu przeciętnego kolekcjonera: z dojrzałego i wiekowego na młodszego i szukającego samochodów do jazdy, a nie oglądania w garażu.
Klasyczna motoryzacja uchodzi za najlepszą lokatę kapitału. Od dawna nie ma lepszej formy inwestowania niż samochody zabytkowe, ale podobnie jak rynek dóbr luksusowych podlega on koniunkturze.
Z roku na rok przybywa coraz to młodszych miłośników klasycznej motoryzacji, którzy rozwijają swoją pasję nie tylko poprzez zdobywanie wiedzy z materiałów historycznych, ale także poprzez doświadczanie codziennej radości z jazdy takimi. Tu coraz częściej mówi się o projektach. Projektem będzie rozpuszczenie wici na forach miłośników konkretnej marki samochodu o poszukiwaniu „dawcy” nadwozia czy napędu. Projektem jest mozolne gromadzenie dokumentacji, gdy zależy nam na zgodności z oryginałem, a potem zbieranie brakujących części czy akcesoriów – często na wymianę posiadanych. Projektem będzie wreszcie „cacko”, którego renowacja stanowi zwieńczenie niezliczonych godzin przeszukiwań zasobów Google czy rozmów, np. podczas zlotów. Gdzie serwisować gaźniki? Jakiego blacharza polecacie? Szukam zdolnego lakiernika, a który tapicer podejmie się nietypowego zlecenia?
– Wymarzony warsztat renowacji youngtimerów to zwykle wybór z polecenia, acz pierwszy kontakt bywa zdobyty w grupie koleżeńskiej podczas imprez organizowanych oddolnie, bo przez fanów jednej marki czy typu youngtimer’s show – mówi Paweł Rydzak, zaangażowany od kilkunastu lat w strukturach miłośników VW i stronę VAG Dolny Śląsk. – Finalnie jesteśmy skłonni dojechać do upragnionego mechanika, oddalonego o setki kilometrów. Znam takich fachowców, którzy nie odbierają telefonów od nieznanych numerów, bo bazują na klienteli, dla której termin przyjęcia oddalony o pół czy rok czasu jest akceptowalny – tak ogromnym popytem cieszą się najlepsi z najlepszych. Z drugiej strony, na rynku klasycznej motoryzacji sprawdza się reguła, że niezadowolony klient mówi siedmiu innym, a zadowolony trzem – tu wybitnie łatwo zepsuć sobie renomę, choć można też okazać się odkryciem miesiąca i zyskać reputację pożądanego fachowca.
Jesteś fachowcem? Nie kontynuuj rozmowy, gdy fan klasyka zacznie od pytania: za ile Pan to zrobi? Tu rozmowa powinna przebiegać zgoła inaczej, więc najpewniej padłeś ofiarą sondowania twych umiejętności. Dla fana klasycznej motoryzacji wydasz się po prostu niegodny zaufania.
Nowa krew, gdy mowa o wielbicielach klasyków, niekoniecznie ma coś wspólnego z krezusami, ale na pewno nie szczędzi środków, bo traktuje swoją pasję w kategoriach wyrzeczeń – na drugi plan schodzi inne hobby czy zamiłowanie. Zakup klasyka stanowi nie tylko inwestycję kapitałową, ale bywa traktowany w kategoriach prestiżu. Wiadomo, samochodów, jakie opuszczały fabryki kilkadziesiąt lat temu, nie przybędzie, więc potencjał wzrostu ich cen jest duży. Zakup wymarzonego wymaga specjalistycznej wiedzy, zatem czasem warto skorzystać z pomocy rzeczoznawcy.
– Im krótsza seria produkcji, tym lepiej, a gdy udokumentować, że przed nami jeździł nim VIP, to wartość rośnie niebotycznie – w tej kolejności patrzą na „projekt” najlepsi fachowcy z branży warsztatowej. Najlepsze jest to, że nie muszą się reklamować! – mówi Krzysztof Czerech ze Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego Ekspertmot.
Warsztat (dla) klasyka
Najpewniej, zanim nie dowiedziesz rzemiosła na „żywym organizmie”, nie masz co liczyć, że ktoś obdarzy cię zaufaniem i powierzy akurat tobie swoje cacko. I wcale nie chodzi tu o profesjonalny wizerunek firmy. Nie wystarczy zakomunikować o swej profesji. To byłby całkiem chybiony pomysł, a skutek odwrotny do zamierzonego.
– Dość powiedzieć, że nadal wielu autentycznych, więc uchodzących za godnych polecenia fachowców nie ma nawet witryn internetowych czy wizytówek, co stanowi poniekąd gwarancję, że trafi do nich tylko ten, kto poświęcił czas na zdobycie cennego kontaktu i wykazał się wysoką kulturą, a jakże – motoryzacyjną! – podkreśla Paweł Rydzak, właściciel VW Jetty z 1981 r. – Swego czasu długo poszukiwałem dobrego tapicera, który podjąłby się obszycia foteli w moim pierwszym klasycznym VW Golfie z 81’, znalezionym w małym gospodarstwie przy granicy z zachodnimi sąsiadami. Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłem talent… sąsiada na swoim osiedlu. Krojczy na etacie w zakładzie produkcyjnym w Dzierżoniowie podszedł kompletnie niezarobkowo do projektu, więc przyłożył się najlepiej, jak potrafił! Dziś? Ustawiają się do niego długie kolejki i mówiąc kolokwialnie, przebiera w zleceniach. Po prostu odkrył swój talent, założył działalność gospodarczą i obszywa tapicerki w swoim… garażu. Ja też chcę się rozwijać i do czterdziestych urodzin planuję posiadać auto swoich marzeń – VW Karmann Ghia. I tylko dlatego planuję rozstać się z obecnie posiadanym. Jeśli się nie uda, pewnie dalej będę poprawiał to, co mam.
Prawda jest taka, że ludzie biznesu rozlicznych profesji coraz częściej inwestują w prywatną kolekcję nobliwej motoryzacji. Ta stanowi magnes dla klientów hoteli czy restauracji. Niektórzy skłonni byli wejść w posiadanie know-how na tyle, że skwapliwie… przejęli najlepiej rokujący warsztat w okolicy, by nieustannie wzbogacać się o kolejne lokaty kapitału.
W odpowiedzi na potrzeby w dziedzinie wysokich specjalizacji nestorzy tradycyjnych zawodów ruszyli z propozycją nauki zawodu. Od 2014 roku niesłabnącym zainteresowaniem cieszy się cykl kursów z dziedziny cynowania karoserii u Andrzeja Pleskota, właściciela warsztatu samochodów zabytkowych w Raszynie i marki Autoand. Popyt na usługi naprawcze gwarantuje niesłabnącą frekwencję w największym w Polsce Centrum Szkoleń Kadry Blacharskiej w sosnowieckiej siedzibie spółki C.T.S.
Mity i świadome eksperymenty
Oczywiście przywracanie kondycji karoserii to jedno. Starsze silniki wymagały regularnego serwisowania – nie tylko wymiany oleju i filtra. Konieczna była regulacja zapłonu i faz rozrządu, a od czasu do czasu nawet przeszlifowanie cylindrów. Dotąd uszczelnienia dla starej daty silników były pozycją „martwą” w portfolio firm na naszym rynku. Teraz? Wchodzą do gry!
– Faktycznie odnotowujemy nienotowany dotąd popyt na uszczelnienia silnikowe, które oferowane są dla pojazdów począwszy od tych z lat 60. czy 70. XX w. – mówi Bartosz Czuba, przedstawiciel marki Victor Reinz. – Zewsząd pożądane jest oczywiście, by czasochłonną i kosztotwórczą operację – a taką jest remont kapitalny silnika – wykonać raz, a porządnie, więc zwieńczyć założeniem uszczelnień na wskroś nowoczesnych. Zamiast kauczukowo - gumowych, na pewno bardzo przepracowanych, pożądane będą nitrylo-butylowe, zaś pod głowicą najlepiej sprawdzą się aramidowe z rdzeniem stalowym, bo mają większą tolerancję dla niedokładności obróbczych składowych silnika starszej generacji.
Im intensywniejsza eksploatacja, tym większego namysłu wymaga serwis olejowy – wszak okazji do „świadomych eksperymentów” nie zabraknie. I w tym segmencie dostawcy olejów gwarantują już adekwatne wsparcie, oczywiście produktowe, i dalece ulepszone, skoro „wykraczające w przyszłość” o bez mała kilkadziesiąt lat doświadczeń.
– Dlatego, gdy ktoś powie, że oleje syntetyczne działają bardziej agresywnie na uszczelnienia silnika, to upewnijmy się, że mowa tu o uszczelkach z tradycyjnej gumy, bo przecież te znikają spod masek klasyków i są wymieniane na elastomerowe przy okazji remontów głównych – radzi fanom klasyków Piotr Mering z firmy Liqui Moly. – Prawda jest taka, że im olej lepszy, tym… lepiej dla każdego silnika, wliczając w to silniki klasycznych samochodów. Mówimy o tym, bowiem często można usłyszeć: syntetyk to mi silnik rozszczelni…, by stosować tylko oryginalny olej mineralny, a ten przecież praktycznie pozbawiony jest dodatków uszlachetniających. Nie jest to prawda, aczkolwiek jest kilka niuansów, które musimy rozpoznać, zanim wlejemy dobrego syntetyka do starszego silnika.
Doprawdy łatwo popaść w rutynę podczas serwisowania sprzętu na pozór tylko „wiekowego”.
Boom i aftermarket
Wiadomo że posiadacze klasyków dbają o wierne odwzorowanie każdego detalu. Ważne jest, aby poszczególne elementy pojazdu były oryginalne lub zbliżone do oryginału, a w przypadku braku takiej możliwości, aby były w odpowiedni sposób zrekonstruowane. I w tym miejscu pojawia się jedno zasadnicze pytanie – co z akumulatorem?
– Na rynku motoryzacyjnym można czasem spotkać koneserów pojazdów zabytkowych, którzy przemierzają giełdy samochodowe i giełdy staroci w poszukiwaniu starych akumulatorów. Czasem są w stanie zdobyć akumulator w obudowie ebonitowej lub szklanej, ale niestety ich stan pozwala jedynie zwiększyć liczbę punktów za oryginalność pojazdu, ponieważ ich funkcja rozruchowa jest bardzo ograniczona – przybliża okoliczności powstania nowej propozycji rynkowej Adam Potępa z firmy Varta. – Dlatego też naprzeciw oczekiwaniom użytkowników pojazdów zabytkowych wychodzi Johnson Controls z ofertą akumulatorów do tego typu pojazdów. Varta Classic to nowa linia akumulatorów przeznaczona do pojazdów klasycznych, które podkreślają nie tylko wygląd, ale także ich zabytkowy charakter.
Nowa linia obejmuje aż siedem unikalnych typów w pojemnościach od 8 do 135 Ah i z prądami rozruchowymi od 40 do aż 570 A, co pokrywa większość wymagań elektrycznych pojazdów historycznych.
Podobnym tropem poszło całkiem niedawno wiele innych firm. Wszak rodzimy rynek postrzegany bywa jako obdarzony niesamowitym potencjałem. Pytanie, jak wygląda dziś, gdy pokusić się o próbę porównania do sytuacji w krajach UE?
– W ostatnich pięciu latach rynek klasycznej motoryzacji dynamicznie się zmienia, w większości przypadków są to zmiany na plus – dodaje Marcin Obara. – Przybywa kolekcjonerów, a co za tym idzie – zleceń renowacyjnych. Konsekwencją tej sytuacji jest wzrost liczby podmiotów zajmujących się profesjonalną odbudową pojazdów zabytkowych. W Europie mamy do czynienia z dwojaką sytuacją. Kraje rozwinięte gospodarczo, bogatsze, czyli np. Niemcy czy Wielka Brytania, można uznać za rynki dojrzałe, ale ciągle rozwijające się. Ze względu na poziom cenowy poszukują podwykonawców w krajach, gdzie rynek jest rosnący, ale ciągle niedojrzały. Tak zwane „kraje warsztaty”, do których trafiają projekty z Zachodu, to m.in. Polska, Czechy czy kraje Pribałtyki. W tych państwach warsztaty mocno się profesjonalizują i specjalizują w konkretnych markach, a nawet modelach. Mimo wszystko liczba samochodów przewyższa ich moce przerobowe, a warsztaty ustalają terminy na 2019-2020 rok.
Koniunktura i nieodkryty potencjał
Wiele firm w Polsce ściąga auta z zagranicy: wersje zniszczone, niekompletne i do napraw. Niektóre kończą jako dawcy części, inne stają się bazą do odbudowy. Jeśli trafią na podatny grunt i w dobre ręce – kończą jako „lwy salonowe”, jeśli trafią do handlarzy, to niestety kończą marnie. Popyt stymuluje zjawiska patologiczne, pojawia się wielu pragnących szybko zarobić na złomie i naiwności ludzi. Często słyszy się o nieukończonych projektach, które kolejna osoba próbuje reanimować albo kończą jako stojaki ogrodowe z czasem utylizowane przez naturę.
Pomijając to, coraz więcej samochodów otrzymuje następną szansę na życie, kolejne osoby widzą w pojazdach zabytkowych dużo więcej niż tylko środek komunikacji. Na rodzimym rynku dostrzec można też szereg działań stanowiących ukłon w stronę klasycznej motoryzacji. Firmy ubezpieczeniowe tworzą specjalne oferty dla właścicieli takich, powstają specjalne garaże zbiorcze do przetrzymywania pojazdów w klimatyzowanych warunkach. Debiutują firmy, które odtwarzają elementy karoserii w niewielkich seriach. Bardzo mocno w świat renowacji wchodzi druk 3D w formie tworzyw, stali czy aluminium. Wszystkie te elementy pokazują, że rynek rozwija się bardzo szybko i profesjonalnie.
Zaczęliśmy od nienotowanego przyrostu eventów gromadzących fanów klasyków. Czy liczba imprez „staro-motoryzacyjnych” może być barometrem rynku? Na rynku polskim jest kilka imprez z dużą tradycją, a w ostatnich kilkunastu miesiącach pojawiły się kolejne, które robią wiele dobrego dla propagowania ruchu klasyków. Koniunkturę wyczuwają też najwięksi gracze targowi w Europie, którzy na przestrzeni ostatnich 2-3 lat co roku podnosili ceny za m2 o 5-15 euro, a i tak chętnych na stoisko jest więcej niż miejsc. Cóż, klasyczna motoryzacja to bardzo szerokie pojęcie. Począwszy od zabytkowych traktorów, na zabytkowych motocyklach skończywszy.
Jaka kategoria pojazdów czeka na odkrycie? Z informacji znawców rynku wynika, że wielce obiecujący jest rozwój niszowych gałęzi, takich jak motocykle czy traktory. Sprzęt rolniczy? W Niemczech mamy wszak prężnie działający klub Porsche, we Włoszech klub Lamborghini. Dochodzą słuchy, że w Polsce powstaje klub Ursusa.
Rafał Dobrowolski
Fot. R. Dobrowolski oraz Novol
Komentarze (0)