Szacunkowe dane wskazują, że w Polsce pracuje ok. milion Ukraińców, z czego ponad połowa „na czarno”
Decyzja Rady UE o swobodnym, bezwizowym podróżowaniu Ukraińców po unijnych krajach jest z pewnością pozytywna dla tamtejszego społeczeństwa. Gorszą wiadomość stanowi dla polskiego rynku pracy, ponieważ nie jesteśmy w stanie konkurować z kilkukrotnie wyższymi stawkami oferowanymi na zachodzie Europy.
Mimo że swobodne poruszanie się po krajach unijnych nie oznacza automatycznej zgody na podejmowanie legalnej pracy, to z pewnością znacząco do tego przybliża. Sama branża motoryzacyjna od dłuższego czasu wskazuje na potrzebę wprowadzenia rozwiązań zachęcających do osiedlania się w Polsce. – Mimo to uważam, że Ukraińcy nie są panaceum na problem braku pracowników w Polsce, ponieważ pod względem chociażby liczbowym nie zaspokoją potrzeb polskich pracodawców. Zawsze będą ich też kusiły kraje Europy Zachodniej – podobnie jak Polaków – mówi Roman Kantorski, prezes Polskiej Izby Motoryzacji.
Koordynator obcokrajowców
Ukraińcy zainteresowani są pracą w bardzo dużym wymiarze godzin. Chęć zarobku sprawia, że domagają się nawet 250 godzin w miesiącu. – Jeżeli Polakowi na stanowisku produkcyjnym trzeba zapłacić 5-6 tys. zł brutto, to Ukrainiec jest zadowolony z płacy w wysokości 3-4 tys. zł brutto – twierdzi Jacek Rybicki, członek zarządu FNS Fermot S.A.
Problemem bywa jednak bariera językowa. Dlatego w ostatnim czasie pojawił się zawód tzw. koordynatora, który pełni funkcję pomostu między fabryką a pracownikami z Ukrainy. Koordynatorzy dbają o komunikację i organizację pracy. – Od 3-4 lat zatrudniamy również ludzi z Ukrainy, głównie za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej. Z komunikacją z Ukraińcami nie ma większego problemu, tym bardziej że jest tzw. opiekun grupy, którego rolą jest właśnie pomoc w prawidłowym zrozumieniu przekazywanych informacji, zadań – mówi Jerzy Cieślar, prezes zarządu, Zakłady Metalowe Postęp S.A.
Brak lojalności pracowników z Ukrainy to kolejna cecha negatywna wg pracodawców w Polsce. W przypadku tzw. imigrantów zarobkowych liczy się tylko i wyłącznie stawka godzinowa, dlatego łatwo ich podkupić. – Doprowadzenie do współpracy długofalowej to duże wyzwanie dla wielu firm, które decydują się uzupełniać swoje braki kadrowe właśnie osobami z Ukrainy. Atmosfera, bezpieczeństwo pracy, znajomość pracodawcy, jego wypłacalność są w zasadzie w tych przypadkach nieistotne – wyjaśnia Jacek Opala, dyrektor ds. rozwoju sprzedaży, członek zarządu w Exact Systems.
Szacunkowe dane wskazują, że w Polsce pracuje ok. milion Ukraińców, z czego ponad połowa „na czarno”. W przypadku fabryk z sektora automotive taka forma zatrudnienia jest niemożliwa. – Wspomaganie się ludźmi zza wschodniej granicy to krótkoterminowa strategia, ponieważ długoterminowo problemy demograficzne Polski nie zostaną rozwiązane. Nie wyeliminujemy na stałe problemu braku ludzi do pracy. W tej kwestii potrzebne są długofalowe działania, m.in. wspieranie rodzin lub zachęty ze strony administracji państwowej do osiedlania się w Polsce na stałe – przestrzega Jacek Opala.
Jednak z punktu widzenia socjologicznego, społeczeństwa polskiego w tzw. wieku produkcyjnym, wydaje się to nierealne. Polacy woleliby, aby płace rosły, a imigrantów było jak najmniej. Przy otwartej polityce rządu w zakresie pomocy imigrantom może budzić ona niepokoje społeczne. Kto zaryzykuje politycznie?
Atrakcyjność zarobkowa Czech
Polacy emigrują już nie tylko do krajów Europy Zachodniej, często podejmują pracę u naszych południowych sąsiadów, Czechów. – Mamy do czynienia albo z przeprowadzką na stałe, albo z tzw. kilkugodzinną emigracją. Dotyczy ona głównie mieszkańców miejscowości przygranicznych, którzy przekraczają granicę, jadąc do pracy, a następnie wracają do domu, do Polski. Dlaczego Czechy? Odpowiedź jest jednoznaczna: stawka godzinowa pracownika produkcyjnego jest o ok. 30% wyższa niż w Polsce – mówi Piotr Falfus, manager, manufacturing & supply chain w Goldman Recruitment.
Ostatnie lata pokazały olbrzymią skalę emigracji Polaków. Niestety z migracją wewnętrzną jest dużo gorzej i widać, że niechętnie zmieniamy miejsce zamieszkania mimo możliwości uzyskania lepszej pracy w innym mieście. Wynika to prawdopodobnie z małych różnic płacowych, a jak wiadomo zmiana miejsca zamieszkania generuje zarówno koszty finansowe, jak i socjologiczne. – Polacy są dużo bardziej skłonni do emigracji do innych państw niż do migracji wewnątrz kraju. W przypadku stanowisk szczebla dyrektorskiego czy członków zarządu ta migracja jest jeszcze widoczna, ale nie dotyczy już stanowisk kierowniczych i niższych. Wszystko zależy od pieniędzy, migracja podnosi koszty utrzymania, które pracownicy muszą sobie zrekompensować. Uważam jednak, że podążanie za pracą wewnątrz kraju stanie się coraz bardziej powszechne, a wiązać się to będzie ze wzrostem wynagrodzeń, widocznym zwłaszcza w niektórych regionach kraju – podsumowuje Adam Sikorski, prezes zarządu PZL Sędziszów S.A.
Marcin Budziewski
Źródło: Raport Wynagrodzeń
Firm Produkcyjnych Branży
Motoryzacyjnej w Polsce 2017/2018
Komentarze (0)