W ciągu 11 miesięcy 2018 roku w Polsce zarejestrowano blisko 1,2 tys. samochodów osobowych z napędem elektrycznym. To o jedną piątą więcej niż w analogicznym okresie 2017 roku – wynika z analizy PZPM przygotowanej na podstawie danych Centralnej Ewidencji Pojazdów. Na tle rynku to jednak wciąż niewiele.
Na 22 mln pojazdów w Polsce tylko około 0,1% to pojazdy elektryczne. Zmienić ma to ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych, ale wyzwań jest bardzo dużo.
– Jesteśmy daleko w tyle za innymi krajami. Nie porównujmy się z Norwegią, gdzie jest 24% pojazdów EV i zeroemisyjnych, z Austrią, gdzie jest ich pięć razy więcej niż w Polsce. U nas na 22 mln aut plus 2 mln pojazdów z zewnątrz mamy ich około 0,1%, co jest znikomą liczbą. To błędne koło – nie ma pojazdów, bo nie ma infrastruktury, nie ma infrastruktury, bo nie ma czegoś innego. Ten zaklęty krąg powinniśmy szybko przerwać – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr inż. Jerzy Majcher, ekspert ds. energetyki.
Jak wynika z listopadowego raportu PZPM, samochody z napędem elektrycznym do końca listopada przekroczyły poziom z całego 2017 roku o 212 sztuk. Wśród zarejestrowanych w ciągu 11 miesięcy ub.r. samochodów jest 546 bateryjnych i 634 hybrydy typu plug-in.
Ustawa o elektromobilności przewiduje system zachęt dla kupujących, w tym zniesienie akcyzy na samochody elektryczne, większe odpisy amortyzacyjne dla firm, zwolnienie ich z opłat za parkowanie czy możliwość poruszania się pojazdów o napędzie elektrycznym po pasach dla autobusów. Na upowszechnienie takich aut największy wpływ będzie mieć jednak obniżenie ich cen.
– Ustawa ma zmienić naszą mentalność i uwidocznić profity wynikające z jej wdrożenia: ekologiczne, społeczne jako najważniejsze, również oszczędnościowe. Wystarczy porównać liczby, one już dziś pokazują przewagę pojazdów z napędami elektrycznymi, natomiast nakłady na nie w porównaniu do aut z tradycyjnym napędem są diametralnie wysokie – mówi dr inż. Jerzy Majcher. – Trzeba mieć świadomość, że przy dzisiejszych relacjach cenowych opłaca się je użytkować wtedy, kiedy pojazd przejeżdża ponad 50 tys. km rocznie.
Według ustawy już w 2020 roku gminy i powiaty powyżej 50 tys. mieszkańców powinny zapewnić udział pojazdów elektrycznych we flocie użytkowanych pojazdów na poziomie 10%. Podobne wymogi dotyczą świadczenia usługi komunikacji miejskiej i innych zadań własnych gminy. Docelowo co najmniej 30% pojazdów będzie musiało być zero- lub niskoemisyjna. To stwarza wyzwania w obszarze energetycznym.
– Na ten zapisany w ustawie milion samochodów trzeba byłoby przeznaczyć około 5-6 TWh energii wytwarzanej w elektrowniach konwencjonalnych lub w elektrowniach ze źródłami odnawialnymi, czyli fotowoltaice i wiatrakach. Gdyby one zawiodły, bo i taki wariant może wchodzić w grę, to musimy mieć co najmniej jeden duży blok gotowy tylko do zasilenia tym wolumenem energii transportu drogowego i to jest wyzwanie – mówi Jerzy Majcher.
źródło: Newseria Biznes
Komentarze (0)