Lakiernictwo i blacharstwo

ponad rok temu  28.04.2021, ~ Administrator - ,   Czas czytania 5

Wciąż zdobywam doświadczenie

Możemy dojechać do każdego klienta

XXI wiek to triumf nowoczesnej technologii prawie w każdej dziedzinie. Podobnie jest z lakiernictwem – praktycznie każdego dnia słyszymy o innowacyjnych technikach i produktach, jesteśmy przyzwyczajeni do szerokiego ich wachlarza. Jednak nie zawsze tak było. O lakiernictwie sprzed ponad 30 lat wstecz i doświadczeniu w tej branży opowiada Marek Lemiszewski, kierownik działu szkoleń w firmie Multichem.

Początki edukacyjne
Moja przygoda z lakiernictwem rozpoczęła się w 5-letnim technikum samochodowym, które ukończyłem pracą dyplomową z technik napraw lakierniczych. Już w tamtych czasach najbardziej interesowały mnie naprawy lakiernicze, tego przedmiotu uczyłem się przez sześć miesięcy.

Szkoła i doświadczenie to nie to samo
W tamtych czasach wiedza na temat prawidłowego procesu lakierowania była bardzo okrojona. Lakierowanie wyglądało całkiem inaczej niż teraz, zasadniczo odbiegało od obecnych standardów. Młodzi ludzie niechętnie myśleli o zajęciu się tego typu naprawami, ponieważ praca ta charakteryzowała się mozolnością i wszędobylskim kurzem, nie chcieli podejmować się klasycznej „brudnej roboty”. Głównym problemem w tym fachu jest brak specjalistycznych szkół dla lakierników. Widoczne było to wtedy, gdy zaczynałem swoją edukację, i teraz, w XXI wieku. Szkoła przyucza do zawodu, ale niezbędną wiedzę czerpie się głównie z doświadczenia zdobywanego w warsztatach.

„Zbieranie” doświadczenia
Następny etap mojej przygody z lakiernictwem zacząłem w 1984 roku na stanowisku ucznia w warsztacie. Spędziłem tam 12 lat, w ciągu których poprzez stanowisko czeladnika doszedłem do poziomu mistrza. Taką ścieżkę zawodowych umiejętności stworzył Cech Rzemiosł, który umożliwiał uzyskanie kwalifikacji zawodowych. Składała się ona z 3-letniego kursu czeladniczego i 6-letnich praktyk, oba okresy zakończone były egzaminem praktyczno-teoretycznym.

Lata 80. i 90. w lakiernictwie
Technologia w tamtym czasie była bardzo skomplikowana. Szpachli nakładało się zwykle 5 warstw i nie była to szpachla obecnie znana, a oparta na rozcieńczalniku nitrowym. Powszechnie dostępne były lakiery nawierzchniowe syntetyczne, które w porównaniu z obecnymi akrylowymi są jak z innej epoki. Lakiery bezbarwne pojawiły się znacznie później. Na liniach produkcyjnych i w warsztatach stosowano wtedy lakiery piecowe, przy których niezbędne były kabiny podnoszące temperaturę do odpowiedniego poziomu, tak aby w pełni utwardzić lakier. Niestety z racji tego zdarzały się „wpadki”, jak na przykład sytuacja z zepsutym termostatem. Podgrzał on samochód do znacznie wyższej temperatury, niż była zaprogramowana, co spowodowało stopnienie plastikowej kierownicy w Fiacie 126p.
Warsztat, w którym zacząłem pracę, był wtedy jednym z pierwszych na terenie całej Polski, który posiadał mieszalnik kolorów. Budowa tego urządzenia była bardzo charakterystyczna, ponieważ nie było ono skomputeryzowane, a receptury były przedstawiane w postaci mikrofiszek na ekranie z zastosowaniem szkła powiększającego. Miksy ustawiano w dwóch kolumnach, a te były obrotowe.
Dopiero wraz ze wzrastającą liczbą samochodów sprowadzonych do kraju pojawiły się nowe kolory, bardziej efektowne, które można było odtworzyć na tych specjalnych mieszalnikach.

Naprawa tylko za dolary
Lata 80. i 90. charakteryzowały się specyficzną rzeczywistością. Na farby posiadaliśmy specjalną „kasę walutową”, dlatego klient musiał najpierw opłacić produkt w dolarach, a dopiero później wykonywany był lakier. Jako ciekawostkę dodam, że zestaw lakieru z mieszalnika kosztował 25 dolarów, co na tamte czasy było kwotą bardzo wysoką.
Nietrudno było także namówić klienta na lakierowanie całego samochodu, nawet gdy miał do lakierowania tylko 2-3 elementy. Niestety można było też zapomnieć o regularnych dostawach towaru, dlatego przedsiębiorczy właściciel warsztatu, w którym pracowałem, załatwił z fabryki traktorów marki Ursus ponad 50 l klasycznego dla tych ciągników koloru czerwonego. Dostarczona farba została przez nas nazwana „meksykańska czerwień”, co sprawiło, że łatwo było przekonać klientów do zastosowania jej przy remoncie samochodów. Niestety, pierwszy samochód lakierowany tym kolorem (Łada 2103) okazał się problematyczny. Lakier po wyciągnięciu z wygrzewania był twardy, a po pozostawieniu na dworze niestety miękł. Po kilku testach okazało się, że temperatura wygrzewania naszej meksykańskiej czerwieni była znacznie wyższa od stosowanej, wynosiła bowiem 150°C. Niestety, nie mieliśmy takich możliwości, a potrzebne do utwardzenia akceleratory nie były dostępne.

Ciągły rozwój i kolejne zmiany
Aby podwyższyć kwalifikacje zawodowe i wykorzystać swoją wiedzę w szerszej działalności, uzyskałem tytuł rzeczoznawcy techniki motoryzacyjnej. Chęć ciągłego doskonalenia się doprowadziła mnie także do ukończenia wielu kursów i zdobycia certyfikatów potwierdzających, że jestem technikiem znającym wiele systemów rożnych producentów.
Następnie przyszedł czas na zmianę pracy w warsztacie na pracę u dystrybutora produktów lakierniczych. Zależało mi bowiem, żeby upowszechniać wiedzę, jaką już posiadałem. Zmiana firmy przyniosła mi możliwość zostania technikiem i propagowania najnowszych trendów w lakiernictwie, a było sporo do zrobienia.

Pierwsze spotkanie z Profiksem
Moja przygoda z produktami marki Profix rozpoczęła się na własnym samochodzie. Na uszkodzenie w aucie Vectra B o kolorze 146 zastosowałem kompletną naprawę Profiksa, zaczynając od podkładu CP 345, poprzez bazę metaliczną, a kończąc klasycznym już lakierem bezbarwnym CP 1500. Naprawa tymi produktami była naprawdę wygodna, a miejsce reparacji przez wiele lat pozostawało w dobrej kondycji.
Producenta marki Profix, firmę Multichem, poznałem bliżej podczas trwającej 14 lat pracy u jednego dystrybutora. W swoim portfelu firma ta posiadała produkty nie tylko amerykańskiej marki, ale i rodzimej – Multichemu, która na tamte czasy była pierwszym polskim producentem posiadającym pełną linię produktów przeznaczonych do napraw lakierniczych.

Mobilne centrum Multichemu
W 2008 roku rozpoczęła się moja przygoda z Multichemem, gdzie pracuję do tej pory. Firma ta czynnie wprowadzała innowacje na rynku lakierniczym i chcąc propagować poprawne lakierowanie u swoich klientów, zapoczątkowała cykliczne szkolenia. Jako pierwsi w Polsce zbudowaliśmy mobilne centrum szkoleniowe, dzięki czemu mogliśmy dojechać do każdego klienta i na miejscu zademonstrować poprawne stosowanie technik lakierniczych.
Doradzam i prowadzę szkolenia z zakresu lakiernictwa oraz wykorzystania produktów Profix, zarówno stacjonarnie w naszej siedzibie w Tarnowie Podgórnym, jak i mobilnie w każdej miejscowości w kraju czy na świecie. Dzięki kontaktom z wieloma specjalistami wciąż zdobywam doświadczenie, a dodatkowym atutem pracy z marką Profix jest oczywiście fakt, że zwiedziłem świat od Kremla po Miami. W 2019 roku zostałem kierownikiem działu szkoleń.

B1 - prenumerata NW podstrony

GALERIA ZDJĘĆ

Team szkoleniowy ciągle się rozrasta
Marek Lemiszewski
Mobilne centrum było już w wielu miejscowościach nie tylko w Polsce

Komentarze (0)

dodaj komentarz
    Nie ma jeszcze komentarzy...
do góry strony