VW e-UP. Fot. Piotr Łukaszewicz
Zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami płynącymi z Komisji Europejskiej, polityka „Zielonego Ładu” nie miała zakazywać technologii silników spalinowych, a jedynie wskazać kierunek rozwoju. Tymczasem propozycja Komisji zakładająca stuprocentową redukcję emisji CO2 do 2035 roku oznacza ni mniej ni więcej tylko zakaz stosowania konwencjonalnego napędu.
- Jeśli wejdzie w życie, europejski przemysł motoryzacyjny znajdzie się na kursie kolizyjnym z górą lodową – ostrzega Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.
Miało być porozumienie, jest dyktat
Propozycja Komisji Europejskiej przewidująca, że od 2035 roku nowe samochody osobowe i dostawcze nie będą w ogóle emitowały dwutlenku węgla oznacza narzucenie europejskiemu przemysłowi przymusu produkowania jedynie samochodów elektrycznych. Stoi to w sprzeczności z wcześniejszymi wypowiedziami m.in. komisarza ds. Zielonego Ładu, Fransa Timmermansa, który nie tak dawno zapewniał, że nie jest zwolennikiem dyskryminowania tej czy innej technologii, natomiast uważa, że należy dać wyraźny sygnał dotyczący kierunku zmian.
– Nie można się oprzeć wrażeniu, że Komisja Europejska nie bierze pod uwagę kosztów gospodarczych i społecznych tak błyskawicznej, narzuconej z góry transformacji. Europejski przemysł motoryzacyjny, czyli przede wszystkim sektor producentów części i komponentów, z których składają się pojazdy, nie otrzymał wystarczającej ilości czasu na przygotowanie się do tej zmiany. (...) Nie ma złudzeń – jeśli propozycja Komisji Europejskiej zostanie przyjęta, znaczna część przedsiębiorstw zajmujących się produkcją motoryzacyjną będzie skazana na upadek, a zatrudnieni w tych firmach ludzie stracą pracę– mówi Tomasz Bęben, dyrektor zarządzający Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).
Komentarze (4)