To nie pył zawieszony jest największym wrogiem naszego zdrowia. Jazda w korku, spacer przy ruchliwej ulicy a nawet dłuższy pobyt w słabo wentylowanym garażu, mogą przyczynić się do groźnych chorób płuc oraz śmierci. Między innymi przez wadliwe silniki diesla produkcji Volkswagena, emitujące ogromne ilości tlenków azotu.
Największa koncentracja tej niebezpiecznej substancji występuje przy drogach. To, co wylatuje z rur wydechowych, trafia prosto do płuc kierowców i pasażerów innych samochodów, autobusów, tramwajów oraz przechodniów. A konsekwencje wdychania tlenków azotu są druzgocące dla stanu zdrowia organizmu. Ministerstwo Środowiska opublikowało niedawno raport, w którym ostrzega, że tlenki azotu emitowane przez samochody mają właściwości rakotwórcze, uszkadzają płuca, ograniczają zdolność krwi do przenoszenia tlenu i powodują spadek odporności. Ponadto w reakcji z innymi substancjami zawartymi w powietrzu tlenki azotu tworzą tzw. zły ozon, który upośledza funkcje płuc, nasila objawy zapalenia oskrzeli i rozedmy, sprzyja występowaniu ataków astmatycznych.
Tlenki azotu powstają w bardzo wysokiej temperaturze spalania, która panuje w komorach silników diesla o oznaczeniu EA189, produkowanych w latach 2008-2015 przez koncern Volkswagen. Z uwagi na brak układów neutralizujących tlenki azotu, samochody Audi, Porsche, Seat, Skoda i Volkswagen z tą jednostką napędową, przekraczają kilkadziesiąt razy normy emisji - mówi Jędrzej Chmielewski, prezes stowarzyszenia STOPVW, które zabiega o ukaranie Volkswagena w Polsce.
Afera, która rozpoczęła się jesienią 2015 roku, od momentu ujawnienia, że niemiecki producent samochodów dostarczał na rynek samochody, które nie spełniają normy Euro 5, wcale się nie skończyła. Niedawno okazało się, że norm emisji nie spełniają niektóre modele, wyposażone w silnik EA288, najnowszej generacji. Problem dotyczy modeli Seat Ateca oraz Audi A3. Tej sprawie uważnie przygląda się Komisja Europejska. A Volkswagen gra na zwłokę. Tymczasem setki tysięcy wadliwych Audi, Skód i Volkswagenów jeżdżą po naszych ulicach i zatruwają polskie powietrze.
Jeśli przyjmiemy, że w Polsce mamy 200 tysięcy samochodów z wadliwymi silnikami Volkswagena i przekraczają one nawet 40 krotnie normy emisji tlenków azotu, to tak, jakby na drogach pojawiło się 8 milionów dodatkowych pojazdów! Taka jest prawdziwa skala problemu. Bezpośrednio odpowiada za to producent oraz importer, Volkswagen Polska. W naszej ocenie firma ta nie zrobiła do tej pory nic, by zmniejszyć zagrożenie, które sama stworzyła. Nasze dzieci, nasi rodzice i my sami wdychamy codziennie ogromne ilości szkodliwej substancji. Czas położyć kres temu masowemu truciu - dodaje Jędrzej Chmielewski.
Jak się okazuje, akcja naprawcza, którą prowadzi Volkswagen, nie przynosi jak na razie rezultatów. Nie tylko jest prowadzona bardzo opieszale ale niedawno, w czasie jednego z procesów wytoczonych przez klienta przeciwko Volkswagenowi w Niemczech, producent przyznał, że nowe oprogramowanie nie jest jeszcze do końca przetestowane i wymaga dalszych badań. To stwierdzenie potwierdzają wyniki badań prowadzonych we Włoszech, gdzie okazało się, że po zastosowaniu nowej wersji programu w samochodzie Audi emisja tlenków azotu zamiast spaść, wzrosła. Tymczasem naukowcy z Zabrza udowodniły, że istniej związek pomiędzy gorszymi wynikami leczenia zawałów a obecności zanieczyszczeń w powietrzu. W dniach, w których odnotowano wyższy poziom zanieczyszczeń - między innymi tlenkami azotu - wyniki leczenia zawałów serca były najmniej satysfakcjonujące, zarówno w czasie pobytu w szpitalu a nawet 30 dni po zabiegu. Oznacza to także, że w wyniku afery Volkswagena ogromne, dodatkowe koszty, ponosi budżet systemu opieki zdrowotnej. Czyli na końcu my wszyscy, jako społeczeństwo. Dlatego Volkswagen powinien ponieść surową karę i to jak najszybciej. Leży to w naszym interesie.
Komentarze (0)