
Współczesna motoryzacja kusi wizją bezobsługowych samochodów, które wystarczy spłacać niczym abonament za telefon. Gdy pojawia się aktualizacja oprogramowania i konieczność połączenia z serwerem producenta pojazdu? W tym momencie okazuje się, czy posiadany przez nas pojazd jest faktycznie nasz!
Paliwo, ubezpieczenie czy wysokość raty przestają być najważniejszymi kosztami związanymi z utrzymaniem samochodu. Obecnie to rozbudowany i coraz bardziej skomplikowany zakres serwisowania oraz codziennego użytkowania pojazdu w największym stopniu determinuje wydatki kierowców.
Mechanicy z sieci ProfiAuto zdradzają kilka „tajemnic” nowoczesnej motoryzacji, by uświadomić kupujących - zarówno tych planujących zakup nowego, jak i kilkuletniego auta.
Jeszcze dekadę czy dwie temu, po wyjechaniu z salonu samochód był w pełni „nasz” – mogliśmy serwisować go w dowolnym warsztacie, a większość mechaników z podstawowym sprzętem radziła sobie bez problemu. Kierowcy ograniczali się do tankowania, uzupełniania płynów i okresowych przeglądów. Ci, którzy mieli zacięcie do mechaniki, często samodzielnie wykonywali podstawowe naprawy.
Tamte czasy już minęły. Współczesne samochody są naszpikowane zaawansowanymi systemami bezpieczeństwa, technologiami oczyszczania spalin oraz stale połączone z internetem. Gdy pojawia się aktualizacja – niekoniecznie dotycząca map nawigacji, ale na przykład sterownika silnika czy innych kluczowych modułów – auto automatycznie łączy się z serwerem producenta i, za zgodą użytkownika, pobiera nowe oprogramowanie. Odmowa aktualizacji jest możliwa, ale może skutkować ograniczeniami – pojazd przestanie działać prawidłowo lub nie będzie reagował w określonych sytuacjach.
Jednak to nie wszystko, bo zupełnie inaczej patrzy na to mechanik, do którego taki pojazd trafi. Bez odpowiednich uprawnień, dostępu do danych poprzez pass-thru czy certyfikatu SERMI, może sobie nie poradzić nawet z podstawowymi czynnościami. I to nie dlatego, że nie potrafi tego zrobić, lecz auto mu nie pozwoli zakończyć całego procesu naprawy w taki sposób, by klient mógł bezpiecznie wyjechać z warsztatu.
– Dziś już nawet dostęp do oprogramowania producenta to za mało. Nierzadko komputer diagnostyczny, by odpowiedzieć mechanikowi na konkretny problem, musi połączyć się online z serwerem producenta pojazdu. Bez tego nie można zacząć naprawy albo jej dokończyć. Nawet wymiana jednej części może wymagać kodowania czy adaptacji, co oznacza wizytę w ASO albo w warsztacie, ale takim, który ma odpowiednie uprawnienia. A one, jak i sam sprzęt kosztują niemało. Tymczasem, jak można się domyślić, koszty zostają przerzucone na klienta – wyjaśnia Adam Lehnort, ekspert ProfiAuto Serwis.
Mechanik więc przestrzega kierowców, którzy od lat auto serwisują w mniejszych warsztatach, ale planują wymienić swoje cztery kółka na takie prosto z salonu. Niby sprawniejsze, mniej zużyte, ale może okazać się, że „ich” mechanik nie ma narzędzi, by cokolwiek - prócz wymiany oleju - przy nowym samochodzie zrobić. Choć ze skasowaniem inspekcji serwisowej też może mieć kłopot. To już nie wciśnięcie pięć razy jednego przycisku i dwa razy innego na desce rozdzielczej.
Podstawowa obsługa to tylko jedna strona medalu
Innym problemem są nieco bardziej zaawansowane naprawy. Na przykład wymiana przedniej szyby w nowoczesnym aucie może kosztować już nie tysiąc, a cztery czy pięć tysięcy złotych. Z tego połowa to koszt samej szyby, często zespolonej z różnymi sensorami od systemów bezpieczeństwa. Druga połowa to kalibracja całego pakietu systemów ADAS.
- Kalibracja systemów ADAS jest konieczna także przy naprawach układu jezdnego i kierowniczego. Niejeden kierowca się zdziwił, że po wymianie wahacza czy drążka kierowniczego nie wystarczy już tylko ustawienie zbieżności, ale trzeba kalibrować cały pakiet systemów wspomagających kierowcę w czasie jazdy. Nie każdy warsztat ma sprzęt i odpowiednią powierzchnię do takiej operacji. Dlatego serwisy po naprawie zawieszenia jadą do zaprzyjaźnionego warsztatu - odpowiedzialnego tylko za ADAS. Nietrudno sobie wyobrazić, że teoretycznie prosta wymiana jednej części układu jezdnego może być wielokrotnie droższa niż sama część razem z robocizną. Bo oprócz kontroli geometrii obowiązkową procedurą jest kalibracja systemów ADAS, które są wymagane w każdym samochodzie wyprodukowanym od 2024 roku – nawet tym budżetowym – podkreśla ekspert ProfiAuto Serwis.
Również ingerencja w układ wydechowy współczesnego pojazdu to zadanie nie dla każdego. Spaliny w nowych autach przechodzą przez szereg filtrów, przepustnicę i są kontrolowane przez kilka czujników jednocześnie. Po drodze napotykają nawet wtryskiwacze (np. AdBlue). Jakakolwiek usterka w tym zakresie wymaga bardzo dokładniej diagnostyki, nierzadko łączenia z serwerem producenta, by ustalić rzeczywistą przyczynę problemu. Natomiast zaniedbanie zapalających się komunikatów na desce rozdzielczej może prowadzić do jeszcze droższych napraw. - Obecnie układ wydechowy współczesnego auta jest skomplikowany bardziej niż niejeden silnik z lat 90. Uszkodzenia w tym obszarze bywają szokująco drogie. W zależności od modelu to kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych jest ukrytych tylko pod autem i tylko w czymś, co przeciętny kierowca nazywa rurą wydechową – zaznacza Adam Lehnort.
Komentarze (0)