Wadliwy montaż instalacji gazowej oraz liczne naprawy dodatkowe były przyczyną całkowitego zniszczenia samochodu – taką tezę próbował udowodnić w sądzie kierowca, który żądał od swojego mechanika ponad 120 tysięcy złotych. Najpierw sprawą zajmował się Sąd Okręgowy w Suwałkach, później apelacja w Białymstoku.
Początek tej długiej historii sięga 2008 roku. Wtedy to pewien mężczyzna zakupił samochód osobowy. Tuż po zakupie zlecił wybranemu przez siebie warsztatowi samochodowemu montaż instalacji gazowej. I zaczęły się problemy. Już po montażu kierowca skarżył się mechanikowi na liczne usterki w aucie, m.in. niemożność uruchomienia samochodu na zimnym silniku zarówno przy zasilaniu benzyną, jak i gazem; brak możliwości otwarcia prawych przednich drzwi; „stuków” w prawym przednim kole; utraty mocy silnika w przedziale obrotów 4000 – 4500; jednoczesnego spalania gazu i benzyny oraz trudności przy tankowaniu gazu i podnoszeniu szyb.
Mechanik przez kilka dni zajmował się samochodem, a po zakończeniu naprawy kierowca podpisał oświadczenie o treści: „zostałem zapoznany z zakresem wykonanych prac i kwituję odbiór samochodu po naprawie bez zastrzeżeń”. Dwa tygodnie później kierowca znowu zgłosił się do mechanika, z kolejną listą usterek, m.in. złym zbieraniem pióra prawej wycieraczki, błędnymi wskazaniami wskaźnika paliwa, nieregularnością działania podnośników szyb, falowaniem i szarpaniem silnika przy dodawaniu gazu na 4. i 5. biegu, złą pracą silnika bez zapalania kontrolki awarii, złym uruchamianiem silnika na zimno, dwukrotnym incydentem głuchego dudnienia podczas jazdy. Także tym razem naprawy u mechanika zakończyły się porozumieniem i podpisaniem oświadczenia o braku zastrzeżeń (później właściciel samochodu będzie twierdził, że jego podpis został sfałszowany).
Kierowca odebrał samochód w sierpniu, jeździł nim przez miesiąc. Podczas jazdy zauważył dym wydobywający się spod maski. Zatrzymał auto, przygotował gaśnicę, ale widząc po otwarciu maski płomienie, zrezygnował z gaszenia auta i oddalił się. Zrobił dobrze, bo chwilę później doszło do eksplozji. Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, nie zdołali zapobiec całkowitemu zniszczeniu auta. Spaliły się elementy wyposażenia, osprzętu silnika, instalacji elektrycznej, niektóre elementy metalowe.
Kierowca nie miał wątpliwości – winny jest mechanik! Zażądał nie tylko 56 tysięcy złotych tytułem zwrotu kosztów zakupu pojazdu, montażu instalacji gazowej i obsługi zaciągniętego na ten cel kredytu. Chciał też 66 tysięcy złotych odszkodowania za utracone korzyści związane z prowadzoną działalnością gospodarczą.
Sprawa trafiła do sądu. Zajmowały się nią sądy różnych instancji, ale wszystkie orzekały tak samo: mechanik nie może odpowiadać za zniszczenie auta. Sąd podkreślił, że aby jednoznacznie określić odpowiedzialność pozwanego, trzeba udowodnić fakt niewykonania lub nienależytego wykonania swoich obowiązków. Trzeba też wskazać bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy tych zdarzeń. Kierowca natomiast tego nie uczynił.
Podczas procesu sądowego kierowca podawał najróżniejsze scenariusze dotyczące pożaru w jego samochodzie, sugerując, że przyczyną tego pożaru mogła być niefachowa ingerencja mechaników. Nie przedstawił jednak na to żadnych dowodów. Zeznający w sądzie pracownicy pozwanego warsztatu podkreślali, że naprawy auta zawsze są u nich wykonywane profesjonalnie, przy użyciu pełnowartościowych części zamiennych.
Biegły z zakresu mechaniki pojazdowej i ruchu drogowego orzekł, że zarzewie ognia zlokalizowane było w komorze silnikowej samochodu marki F. (...) oraz, że do pożaru tego samochodu mogło dojść w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej. Pozwany mechanik rzeczywiście zajmował się instalacją elektryczną pojazdu (podczas montażu instalacji gazowej) i prace te wykonane niedokładnie mogły skutkować zwarciem instalacji elektrycznej, ale materiał dowodowy nie pozwolił na dokładnie wskazanie miejsca wystąpienia zwarcia. Nie można więc wykazać związku przyczynowo-skutkowego.
I tak zamiast 120 tysięcy złotych zadośćuczynienia i odszkodowania pechowy kierowca musiał ponieść koszty procesów.
Komentarze (0)