Choć zdarza się to rzadko, pojawiają się jednak kierowcy potrafiący zaskoczyć nawet najbardziej doświadczonych mechaników. Serwisanci postanowili stworzyć listę nietypowych sytuacji, z jakimi zetknęli się na przestrzeni ostatnich lat. Stały się one scenariuszem dla serii spotów kabaretu Łowcy.B i sieci warsztatów ProfiAuto pt. „Łowcy usterek”.
- Trzeba jasno podkreślić, że większość kierowców oddających samochód do serwisu ufa specjalistom i wie, że naprawa przebiegnie sprawnie i profesjonalnie. Zdarzają się jednak tacy, którzy próbują naprawić samochód na własną rękę lub chcą po prostu wykonać pracę za mechanika i to w jego warsztacie – mówi Mariusz Maksym, koordynator sieci ProfiAuto Serwis.
- Osoby te są przekonane, że znają się na tyle dobrze na mechanice, że chcą wyręczyć serwisanta, ewentualnie mu pomóc, żeby było szybciej – licząc, że może i taniej. Nie brakuje też takich, którzy przyjeżdżają już z własną diagnozą zbudowaną na opinii znajomego sąsiada. Takie podejście często kończy się dodatkowym kosztem serwisowania lub po prostu stratą czasu klienta. Dlatego bazując na historiach przytaczanych przez mechaników, stworzyliśmy listę absurdalnych sytuacji z polskich warsztatów – wyjaśnia Maksym.
Klient alfa
To typ kierowcy, który zawsze wie lepiej. W warsztacie pojawia się dlatego, że nie ma dostępu do narzędzi, podnośnika czy kanału i chce sam naprawić swój samochód lub instruuje mechanika, jak powinien być naprawiany. Na forach internetowych popularne są stworzone przez serwisantów nieformalne, żartobliwe cenniki tego typu usług: naprawa przez warsztat – 100% ceny, naprawa przy asyście klienta – 150% ceny, naprawa z pomocą klienta – 200% ceny.
Zamiast spinać przewody – ku zdziwieniu mechaników – do warsztatów przyjeżdżają samochody, w których po samodzielnych naprawach tzw. „trytytki” pełnią funkcję mocującą nawet kluczowe dla bezpieczeństwa podzespoły. Zdarzało się, że kierowcy stosowali je do podwieszenia rury wydechowej, mocowania akumulatora czy zderzaka. Choć wydaje to się niewiarygodne, przy pomocy opasek zaciskowych naprawiany był gumowy wąż układu chłodzenia, przymocowany zbiornik płynu hamulcowego, a nawet zawieszony silnik.
Kierowca uprzedzony
Wśród kierowców zdarzają się tacy, którzy przed wizytą w serwisie posiłkują się radą znajomego, uważając go, często niesłusznie, za wybitnego eksperta. W rezultacie przyjeżdżają z gotową listą awarii w obawie, by warsztat nie doszukał się kolejnych, za których usunięcie musieliby dodatkowo zapłacić. Mechanik musi jednak zawsze dokonać oceny sam, przy pomocy profesjonalnych narzędzi diagnostycznych, ponieważ czasem przyczyna jest całkowicie inna, niż wskazana przez kierowcę. Pracownicy serwisów spotykają się z przekazaniem mechanikowi telefonu od znajomego, który mówi, że „to prawdopodobnie na pewno jest to” (cytat oryginalny). Przykładowa sytuacja w jednym z serwisów:
Kierowca: Proszę mi wymienić tylny wahacz, bo „bije”.
Mechanik: Skąd pan wie, że należy wymienić wahacz?
Kierowca: Bo szwagier powiedział.
Mechanik: A skąd u szwagra takie przypuszczenia?
Kierowca: Bo szwagier się przejechał i powiedział, że to jest to. Poza tym w PRL naprawiał auta!
Problemy z kontrolkami alarmowymi
Znanym motywem w warsztatach są dziwne sposoby nazewnictwa kontrolek na desce rozdzielczej. Przykładem są sytuacje, w której zaniepokojeni kierowcy kontaktują się z serwisem i oznajmiają, że świeci im się „taka lampka Alladyna”, „imbryczek” czy „oliwiarka”. Po zaproszeniu klienta do punktu naprawy, zgodnie z przewidywaniami mechanika okazuje się, że zawsze chodzi o kontrolkę oleju.
Serwisant to też lekarz
- Mechanicy do tego typu sytuacji podchodzą ze spokojem, wiedząc, że awaria samochodu to stresujący moment i kierowca może zachowywać się inaczej, niż na co dzień. Warto jednak mieć na uwadze, że z pozoru proste naprawy mogą się przerodzić w skomplikowane działania, które nie obejdą się bez użycia profesjonalnych narzędzi. Dlatego lepiej zdać się na wiedzę i doświadczenie mechaników. Podobnie, jak robimy to w przypadku wizyty lekarskiej. W pewnym sensie serwisant to też lekarz, z tymże nie ciała, a pojazdu – podsumowuje Mariusz Maksym.
Na bazie powyższych historii sieć ProfiAuto wraz z kabaretem Łowcy.B stworzyła serię spotów w ramach kampanii pt. „Łowcy usterek”. Fabuła – w nieco przerysowany sposób – opiera się na rzeczywistych zdarzeniach, jakich świadkami byli pracownicy serwisów na przestrzeni ostatnich lat.
Spoty z serii „Łowcy usterek” dostępne są na kanale YouTube ProfiAuto pod tym linkiem.
Fot. ProfiAuto
Komentarze (0)