Początek podróży będzie najłatwiejszy. Afryka Południowa jest dobrze rozwinięta, pierwsze kilka tysięcy kilometrów – aż do Angoli - będzie prowadziło po asfaltowych drogach. Potem zacznie się trudniejsza część podróży. Drogi w Angoli są gorsze, w dużym stopniu szutrowe. Dużym problemem może stać się brak odpowiedniej infrastruktury elektrycznej. Trasa będzie wiodła również przez fragment Republiki Demokratycznej Konga – tam drogi również są złej jakości, dodatkowym utrudnieniem będzie błoto i deszcz. To wyzwanie nie tylko dla podróżnika, ale również dla seryjnego auta elektrycznego, bez napędu na cztery koła i podniesionego zawieszenia.
Wracając do samochodu. Jak wypadły jego pierwsze testy?
Odbyłem po Polsce siedmiodniową podróż. Dzięki temu sporo dowiedziałem się o tym samochodzie. Przede wszystkim jako sobie radzić z jego ładowaniem w warunkach podróży. Przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce, więc nie posiadaliśmy jednej bazy, w której następowałoby ładowanie. Z premedytacją wybraliśmy wschodnią granicę, gdzie nie ma stacji szybkiego ładowania.
Jak wygląda realny zasięg takiego samochodu?
W sumie przejechaliśmy 2514 kilometrów, a baterie były ładowane 16 razy. Ostatniego dnia przejechaliśmy 724 kilometry ładując samochód 3 razy, w tym dwa razy do pełna. Co noc napełnialiśmy baterie ze zwykłych gniazdek udostępnianych przez właścicieli miejsc postojów na nocleg. Czasem ładowaliśmy też po drodze podczas przerw na obiad. W sumie na 16 ładowań tylko 6 było z wykorzystaniem specjalnych ładowarek. W kilku miejscach proszono nas o zapłacenie za udostępnienie gniazdka, a więc koszt przejechania ponad 2500 kilometrów wyniósł 35 zł (trzydzieści pięć złotych – dop. redakcji).
Komentarze (0)