Usunięcie nieużywanych, dodatkowych elementów elektrycznych powinno być zrobione przed naprawą. Często w takich miejscach jest główne uszkodzenie, a winę ponosi ten, kto nie potrafił po sobie posprzątać
Teoria obwodów elektrycznych jest podstawą nauki zwanej elektrotechniką. Z prostych połączeń elementów elektrycznych powstają układy, których działanie, funkcjonowanie jest dla nas jasne i proste.
Napięcie z bezpiecznika podawane jest na żarówkę, a z drugiej strony żarówka połączona jest z masą samochodu. Nawet bez rysunku potrafimy wyobrazić sobie przepływ prądu od plusa akumulatora do przełącznika świateł, do bezpiecznika, żarówki i przez karoserię samochodu do minusa akumulatora. Dlatego naprawa takich obwodów elektrycznych jest szybka i nie popełniamy błędów.
Ale świat idzie do przodu i skrzynka z bezpiecznikami nie jest już taka prosta jak kiedyś. Wszędzie elektronika, mikroprocesory, a więc tak zwane układy inteligentne. Może słowo „inteligentne” jest na wyrost, ale oddaje specyfikę takich układów. Potrafią one niejako „myśleć”. Jak spali się żarówka, czyli wzrośnie pobór prądu lub zaindukuje się wysokie napięcie, to układ wyłączy ten kanał, to znaczy nie będzie napięcia w kostce do tej konkretnie żarówki. Nie oznacza to, że układ sterujący uległ uszkodzeniu, nastąpiło jedynie wyłączenie danego kanału w celu ochrony właśnie układu sterującego. Zazwyczaj w takich sytuacjach żaden bezpiecznik nie spali się. Jego rolę przejmuje sterownik, analizując każde wyjście do poszczególnych odbiorników. Włączenie danego kanału z powrotem do pracy może nastąpić automatycznie po ponownym włączeniu zapłonu albo po wykasowaniu błędów. Ten ostatni sposób jest dużym utrudnieniem dla kierowców, ale za to dodatkowym źródłem zarobku dla warsztatów.
Wracając do naszych rozważań o prostych i skomplikowanych obwodach elektrycznych, w przypadku współczesnej techniki układy bardziej skomplikowane musimy podzielić na proste obwody. Dodatkowo trzeba zdać sobie sprawę, że określenie usterki, czyli wskazanie miejsca uszkodzenia, nie jest już takie łatwe. W tradycyjnej technice wymiana żarówki i bezpiecznika powinna zaowocować zapaleniem się światła. Jeżeli bezpiecznik ulegnie powtórnemu spaleniu, to znaczy, że mamy do czynienia ze zwarciem od bezpiecznika do żarówki lub dalej od żarówki do masy. To prosty obwód, z którym zazwyczaj potrafimy sobie szybko poradzić.
Jednak w przypadku nowoczesnych samochodów brak światła po wymianie żarówki (a w innych przypadkach przetwornika napięcia i żarnika) wcale nie oznacza uszkodzenia w obwodzie od skrzynki sterującej z bezpiecznikami do żarówki. Równie dobrze może być uszkodzony sterownik, a więc kanał odpowiedzialny za podanie napięcia na daną linię oświetlenia. W takim przypadku jedną z metod diagnostycznych wskazania usterki może być symulacja. Rozłączamy dany obwód oświetlenia (obwód zewnętrzny) od sterownika i podłączamy plus z akumulatora, z równoczesnym pomiarem wartości płynącego prądu. Wówczas jakiekolwiek zwarcie lub za duży pobór mocy ujawnią się od razu.
Następny rodzaj symulacji to podłączenie naszego własnego, zewnętrznego obwodu oświetlenia (żarówka, oprawka i przewody elektryczne) do danego kanału. W ten sposób udowadniamy sobie, która część jest uszkodzona: czy ta od sterownika, czy sam sterownik. Nie możemy przy tym zapomnieć o ciągłej komunikacji ze sterownikiem za pomocą skanera diagnostycznego. Jeżeli sterownik jest dobrze oprogramowany, a nasz skaner odpowiedniej klasy, to będziemy widzieli komendę włączenia świateł i wynik samodiagnozy przeprowadzonej przez sterownik. To też jest duża, niezbędna pomoc w diagnostyce. Najgorszym ze sposobów pracy w warsztatach samochodowych jest podejmowanie decyzji na zasadzie zgadywania. Nie korzystamy wtedy z przyrządów, mierników, skanera, doświadczenia technicznego, wiedzy, tylko strzelamy, że na pewno uszkodzony jest element „X”. A jeśli nie trafiliśmy, to koszty i tak poniesie klient. Takie pseudonaprawy niestety mają miejsce i to w wielu warsztatach.
Pamiętaj, aby po sobie posprzątać
Druga sprawa dotyczy pozostawiania w samochodzie uszkodzonych fragmentów okablowania i całych części. Włączenie nowych przewodów elektrycznych w miejsce uszkodzonej instalacji spowoduje, że systemy zaczynają funkcjonować prawidłowo. Ale jeśli nie usuniemy zniszczonych elementów, to po pewnym czasie uszkodzenia mogą się pogłębić i spowodować następne. Na przykład we wspominanym przykładzie oświetlenia, jeżeli zamontowalibyśmy nową przetwornicę napięcia, nie usuwając starej, to nie wiemy, co się będzie w niej działo po pewnym czasie. Oczywiście chodzi o to, że ta uszkodzona musi być odłączona od okablowania, czyli instalacji oświetleniowej. Może się zdarzyć tak, że nastąpi w niej zwarcie, czyli duży pobór prądu, który wyłączy ten kanał oświetlenia. To, że w warsztacie nie mamy takiego zjawiska, wcale nie znaczy, że uszkodzenie (lub inaczej proces psucia się) nie będzie postępował. Jeśli coś jest uszkodzone, powinno zostać zdemontowane. Tak często dzieje się z przewodami elektrycznymi. Stwierdzamy, że gdzieś po drodze jest przerwa. Wlutowujemy drugi przewód i wszystko działa normalnie. Często nie szukamy miejsca, w którym nastąpiła ta przerwa. Potem okazuje się, że proces rdzewienia spowodował uszkodzenia izolacji i zwarcie do masy. Takie uszkodzenie nigdy by nie nastąpiło, gdybyśmy wycięli uszkodzony odcinek przewodu elektrycznego. Dlatego prowadzenie równoległych przewodów ma sens podczas diagnostyki, ale na koniec naszej pracy musimy pozbyć się zepsutych fragmentów przewodów i uszkodzonych elementów. Sprawa posprzątania zepsutych elementów dotyczy także skomplikowanej elektroniki. Przykładem może być elektronika sterująca przepustnicą. Ostatnio wykonywaliśmy taką naprawę, poprawiając po renomowanym warsztacie. Poprzednicy znaleźli uszkodzony tranzystor na mikroskopijnej płytce. Został dobrany inny, oczywiście o wiele większych rozmiarach. Tranzystor przymocowano w całkiem innym miejscu i doprowadzono cienkie druciki, ale nie odcięto tego uszkodzonego, który po kilku miesiącach zaczął powodować zwarcie w układzie. Nie posprzątano po sobie, narażając się na złą opinię, pomimo tego że naprawę wykonywali wytrawni elektronicy. We wszystkich opisanych przykładach, bez względu na skomplikowanie układu, sprawa uszkodzenia dotyczyła prostych elementów: jedna wykrycia takich uszkodzeń, a druga naprawy. Umiejętność wycięcia uszkodzonych fragmentów jest bardzo ważna. Czasami jesteśmy zbyt szybko zadowoleni z funkcjonowania danego układu i pomijamy wycięcie i sprzątanie po sobie. Ileż razy spotykamy pod kokpitem autoalarmy, fragmenty sterowania zamkiem centralnym, części od zestawu głośnomówiącego, który już wiele lat nie funkcjonuje... Niby wtyczki są poodłączane, ale nie wszystkie. Są to potencjalne źródła kolejnych uszkodzeń, o czym warto pamiętać i zawsze sprzątać po sobie (lub po kimś innym).
Stanisław Mikołaj Słupski
Komentarze (0)