Tomex Hamulce (klocki i tarcze hamulcowe), Przedsiębiorstwo WP (przewody hamulcowe) i Linex (linki i cięgna motoryzacyjne) to trzy polskie firmy działające w sektorze hamulcowym. Co więcej, to polskie firmy z polskim kapitałem. Od jakiegoś czasu daje się zauważyć, że trzymacie się razem.
Z Bartoszem Nowakiem z firmy Tomex Hamulce rozmawia red. Mirosław Giecewicz.
To prawda, te firmy mają polskie korzenie. Ponadto w każdym przypadku są to także firmy rodzinne, co ma zdecydowanie swoje zalety. Potrafimy znacznie szybciej reagować na potrzeby rynku niż globalne korporacje, w których proces decyzyjny przechodzi często z mozołem przez wiele szczebli w strukturze organizacyjnej. U nas głos klienta spotyka się z bezpośrednim odzewem i za to właśnie jesteśmy cenieni przez naszych kontrahentów.
Partnerstwo naszych firm funkcjonuje tak naprawdę od kilku lat. Przedstawiciele branży motoryzacyjnej mają wiele okazji do wspólnego spotykania się, dyskutowania i przede wszystkim wymiany zdań podczas nie tylko imprez targowych, ale także kongresów organizowanych od lat przez SDCM. Są to doskonałe sposobności do wymiany doświadczeń czy podzielenia się na przykład uwagami dotyczącymi konkretnych rynków w Europie. Dzięki temu producentom niebędącym międzynarodową organizacją znacznie łatwiej jest przygotować się na ekspansje na nowe, nieznane do tej pory rynki.
Wspólna kooperacja, np. poprzez wystawianie się na jednej powierzchni, ma według mnie sens. Klient zainteresowany np. klockami może łatwo dotrzeć do innych elementów hamulcowych, czyli oferty firm Linex i WP. Trzy podmioty skupione na wspólnym stoisku mogą silnej „atakować” branżę. Czy tak jest w praktyce?
Zgadza się, nasze firmy coraz częściej wystawiają się na wspólnych stoiskach, zarówno na imprezach krajowych, jak i na targach zagranicznych. Dzięki temu docieramy z kompleksową ofertą układu hamulcowego do zainteresowanych klientów. Dystrybutorzy mogą łatwo znaleźć powiązane ze sobą części. Ponadto znamy nasze produkty na tyle dobrze, iż możemy polecać się wzajemnie naszym dotychczasowym klientom – wielokrotnie dystrybutor zainteresowany ofertą firmy WP po nawiązaniu współpracy zwracał się do firmy Tomex i odwrotnie, a i my naszym zagranicznym klientom sugerujemy, aby zainteresowali się na przykład ofertą firmy Linex. Wspólne działania przynoszą pożądany efekt synergii.
Kolejny element to promowanie polskich produktów, których jakość jest przecież na wysokim, światowym poziomie. Doceniają to klienci z całego świata. Na przykład w Azji polskie produkty oceniane są jako prezentujące europejską jakość i zyskują coraz większą popularność. Klienci mają coraz większą wiedzę i zdają sobie sprawę, że produkcja w naszym kraju przestała odbiegać od tej na zachodzie Europy, a bardzo często nie tylko jej dorównuje, ale i w wielu aspektach przewyższa ją. Stało się tak m.in. dzięki łatwiejszej dostępności do know-how, technologii czy zaplecza surowcowego. Pamiętamy jeszcze czasy, gdy producenci borykali się z problemem zakupu dobrych jakościowo komponentów. Świat „skurczył się”, rynki otworzyły się, a więc nie ma przeszkód, aby kupować surowce bez ograniczeń. Przykładowo do produkcji naszych klocków hamulcowych stosowane są składniki pochodzące od największych światowych dostawców z Hiszpanii, Włoch, Niemiec, Francji czy USA. Ponadto proces produkcji odbywa się na w pełni zautomatyzowanych liniach prasowalniczych (identycznych jak w największych światowych koncernach). Dzięki temu finalny wyrób śmiało możemy położyć obok najlepszych na rynku – z jedną tylko różnicą – ceną dostosowaną do polskiego rynku.
Wydaje mi się, że ciągle jeszcze dominuje w Polsce stereotyp, że polski produkt jest gorszy od np. francuskiego, włoskiego czy niemieckiego. Stąd też wiele w Polsce marek własnych o nazwach zapożyczonych z języka niemieckiego. A wszystko po to, by klient myślał, że kupuje np. produkt niemiecki. Domyślam się, że nie macie z tym problemu i anonsujecie przy każdej okazji, że to polska jakość?
Przez ostatnie lata rodzimy rynek „zachłysnął się” wysypem najróżniejszych brandów. Często spotykamy się z przekonaniem, iż marka A czy B to produkt np. niemiecki, a tak naprawdę część znajdująca się w tym „europejskim” opakowaniu przypłynęła prosto z Chin czy Malezji. Oczywiście nie należy przekreślać azjatyckich wyrobów, jednakże widzimy, iż nasz rynek zalany jest także tym najtańszym, często niespełniającym europejskich wymogów produktem.
Cieszy nas fakt, iż klienci coraz częściej świadomie wybierają produkt, którego kraj pochodzenia jest jasno określony. Jeszcze kilka lat temu trudno było oferować polskie części, ale dziś metka „wyprodukowano w Polsce” jest atutem już faktycznie nie tylko w naszym kraju, ale także na światowych rynkach. Sami doświadczyliśmy kilku sugestii ze strony naszych zagranicznych partnerów, którzy podkreślali, iż chcą koniecznie, aby na opakowaniu został umieszczony znaczek „made in Poland”.
Komentarze (0)